Nie odezwałam się nawet gdy ciemnowłosy wziął mnie na ręce, przyznam, że nie wiedziałam jak powinnam zareagować na takie zachowanie. Zadziwiała mnie jednak opiekuńczość owego młodzieńca. Usadzona na ławeczce, rozejrzałam się po malowniczej okolicy. Na pierwszy rzut oka ogród wyglądał na bardzo zadbany, jednak po bliższym przyjrzeniu się można było w nim dostrzec niesamowitą perfekcję. Dominowały kolory symbolizujące delikatność jak i niewinność - to zaprzeczało temu co ludzie mówią na temat Bestii. Podniosłam się niepewnie na nogach, stąpając powoli w stronę pięknych białych róż, które bardzo kojarzyły mi się z matką, ona darzyła te kwiaty niezwykłą sympatią, jeżeli można tak nazwać stosunek człowieka do natury. Ukucnęłam przy krzewie, łapiąc jeden z kwaiatów w palce, nie mając nawet w zamiarze zerwania go z pędu. Czułam jak chłopak bacznie mnie obserwuje, dlatego też postanowiłam nie wykonywać żadnych czynności które miałyby w rezultacie wyglądać na zniewagę jego osoby.
- To wszystko co ludzie o Tobie mówią nie jest prawdą - powiedziałam głośno, powolnie podnosząc się - wiesz co oni wygadują prawda?
Spojrzenie w jego oczy było dość odważne z mojej strony, jednak chciałam bezbłędnie odczytać reakcje ciemnowłosego. Niemałym zdziwieniem był brak odpowiedzi z jego strony. Zaczęłam chodzić dookoła, przyglądając się roślinności, rozpoczynając monolog :
- Młode jak i stare pokolenie utrzymuje się utartych przez ostatnie lata opowieściach. Wiele z nich oszukuje innych, że widziała Cię na własne oczy, inni śmieją się z nich, że zmyślają bo tego spotkania nie da się przeżyć. Gdyby nie to, że starałam się od zawsze wykorzenić strach, drżałabym gdy ludzie opowiadali krwawe opisy i starali się za pomocą różnych instrumentów jak i przedmiotów odwzorować twoje odgłosy. Starsi starają się zakorzenić w najmłodszych lęk przed Tobą, dzięki czemu chcieliby uniknąć udawania się potomków w okolice twoich terytoriów. Nie chce zwracać się do Ciebie jako do bestii z Rosemoor, nie znam lecz twojego imienia...
W tym momencie oderwałam wzrok od kwiatostanów, ponieważ usłyszałam charakterystyczny stukot czterech kopyt. Obejrzałam się w stronę kamiennej ścieżki na której zza zakrętu wybiegł rozpędzony ogier. Podbiegłam w stronę kopytnego, stając wyprostowana i gwiżdżąc, przez co zwierze zatrzymało się przede mną, pyskiem praktycznie stykając się z moją twarzą. Spojrzałam gorącokrwistemu w oczy, dłoń kładąc na jego ganaszu. Mocno złapałam potylicę karego gdy ten chciał jeszcze poderwać się na dwa kopyta, zmuszając go do zostania na ziemi. Zaczęłam nucić jedną ze spokojniejszych melodii jakie znam, chcąc choć trochę uspokoić konia. Może to głupie dla obserwatora, wiedziałam jednak jak dobrze to działa na narywiste ogiery. Ułożyłam dłoń niżej, wplatając palce w aksamitną grzywę pięknego zwierzęcia. Czułam głośne sapnięcia konia na własnej szyi, podobnie jak jego chrapy dla uspokojenia szarpiące moje włosy. Podeszłam bliżej, możnaby powiedzieć przytulając się do kopytnego, oplatając ręce wokół szyi. Ułożyłam głowę na sierści, zamykając oczy, by móc wsłuchać się w jego serce.
- Spokojnie Cucu - szeptałam gdy czarny podrywał łeb wysoko.
Bicie serca było bardzo nierówne, jakby samo chciało się uspokoić po tym co mogło się stać. Spędziłam już bardzo długie godziny na obserwacji tych majestatycznych stworzeń by móc chociaż starać się je zrozumieć. Odsunęłam się nieznacznie, w sumie na tyle na ile pozwolił mi Cucu. Obejrzałam się w stronę ciemnowłosego chłopaka, nie zwracając uwagi na jego zdziwioną minę.
- Coś lub ktoś jest w stajni - stwierdziłam.
[Lu?]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz