Przy pierwszym słowie przebiegł mnie nieprzyjemny dreszcz. Jednak widząc wyraz jej twarzy powód do niepokoju zniknął, jak za odjęciem czarodziejskiej różdżki. Uśmiechnąłem się pod nosem, z zadowoleniem przyjmując komplement od ukochanej.
– Moje serce należy do pewnej jasnowłosej Tendar od dobrych pięciu lat – stwierdziłem, podchodząc do okna.
Odsunąłem z niego ciężki, granatowy materiał pozwalając, by srebrne światło księżyca pomogło świecom w rozjaśnieniu pokoju. I przy okazji nieco je uchyliłem, by choć trochę wywietrzyć zapach wosku i drewnianych mebli. Pamiętam pierwsze odwiedziny jasnowłosej panienki w tym pokoju. Siedziałem wtedy przy biurku, zaledwie osiemnastoletni, i składałem raport z misji, który później miałem dostarczyć staruszkowi. Moją pracę przerwała ona– szesnastoletnia wówczas władczyni potężnego kraju. Na pozór tak zimna i profesjonalna, zmieniała się o 180° w towarzystwie prawie, prawie swojego rówieśnika. Wtedy, po uprzednim zapukaniu, weszła do mojego pokoju z maską chłodu i opanowania. Acz po kilku sekundach przyjęła tę twarz, dla której później straciłem głowę. Z rozbrajającą szczerością stwierdziła, że jej się nudziło. Więc przyszła do mnie.
Teraz, ta sama nastolatka siedziała naprzeciw mnie. Acz jako poważna, piękna kobieta.
Z uśmiechem ruszyłem ku sporej, dębowej szafie i chwyciłem zimne klamki. Wyjąłem z niej jedną z koszul, o której słyszałem z jej ust wiele dobrego i podszedłem do srebrnowłosej, zajmując miejsce tuż obok niej.
– Ty też się zmieniłaś. Piękniałaś z każdym dniem. Mistrz wspominał, że wielu mężczyzn nie mogło, i nadal nie może, oderwać od ciebie wzroku, Desiderio – odpowiedziałem w końcu z pełną, podobną mi szczerością. – Nawet nie wiesz, jaką ochotę miałem na zrobienie krzywdy panom, którzy śmieli zawiesić na tobie oko dłużej, niż pięć sekund.
Kończąc wypowiedź zaśmiałem się cicho, by nie burzyć zbytnio przyjemnej ciszy, przerywanej jedynie przez ledwo słyszalne świerszcze na zewnątrz. Jednak nie dane było mi zbyt długie cieszenie się bliskością ukochanej, gdy rana na nowo zaczęła piec. Powoli wstałem z miękkiego materaca, by nie dać jej powodu do zmartwień i podszedłem do dzbanka, skrytego za ciemnobrązowym parawanem. W międzyczasie pozbyłem się peleryny i zimnej, metalowej zbroi, zostawiając je na drewnianym pachołku. Zostając w dość dobrze przylegającej do ciała, czarnej koszuli przeprosiłem na moment panią serca mego, i dopiero za drewnianą zasłonką pozwoliłem sobie stanąć w połowicznym negliżu, by zbytnio nie krępować Desiderii. Tam też zająłem się raną.
Teraz, ta sama nastolatka siedziała naprzeciw mnie. Acz jako poważna, piękna kobieta.
Z uśmiechem ruszyłem ku sporej, dębowej szafie i chwyciłem zimne klamki. Wyjąłem z niej jedną z koszul, o której słyszałem z jej ust wiele dobrego i podszedłem do srebrnowłosej, zajmując miejsce tuż obok niej.
– Ty też się zmieniłaś. Piękniałaś z każdym dniem. Mistrz wspominał, że wielu mężczyzn nie mogło, i nadal nie może, oderwać od ciebie wzroku, Desiderio – odpowiedziałem w końcu z pełną, podobną mi szczerością. – Nawet nie wiesz, jaką ochotę miałem na zrobienie krzywdy panom, którzy śmieli zawiesić na tobie oko dłużej, niż pięć sekund.
Kończąc wypowiedź zaśmiałem się cicho, by nie burzyć zbytnio przyjemnej ciszy, przerywanej jedynie przez ledwo słyszalne świerszcze na zewnątrz. Jednak nie dane było mi zbyt długie cieszenie się bliskością ukochanej, gdy rana na nowo zaczęła piec. Powoli wstałem z miękkiego materaca, by nie dać jej powodu do zmartwień i podszedłem do dzbanka, skrytego za ciemnobrązowym parawanem. W międzyczasie pozbyłem się peleryny i zimnej, metalowej zbroi, zostawiając je na drewnianym pachołku. Zostając w dość dobrze przylegającej do ciała, czarnej koszuli przeprosiłem na moment panią serca mego, i dopiero za drewnianą zasłonką pozwoliłem sobie stanąć w połowicznym negliżu, by zbytnio nie krępować Desiderii. Tam też zająłem się raną.
DESIDERIO?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz