Strzępki wierzchnich ubrań zdobiły gadzie ciało, przysłaniając różnokolorowe łuski. Masywny ogon, sunący po ziemi niczym ogromny wąż, tworzący kolejny z tropów pozostawianych przez Bestię z Rosemoor, tak dobrze znany wszelkim łowcom nagród. I blond czupryna, czujne spojrzenie oczu, które powinny należeć do maleńkiej dziewczynki. Cichy odgłos kropel niespiesznie skapujących do wody, burzącej jej nieskazitelną taflę. Pochyliłem się nad naturalnym lustrem, przyglądając się swojemu odbiciu. Jak za dawnych lat, kiedy to matka moja wpajała mi wiedzę o świecie, ludziach i smokowcach.
Czasami trzeba milczeć, Sharafie. Milczeć, jeśli mają cię zbesztać. Milczeć, jeśli pytają cię o to, kim jesteś. Bowiem zaprzeczenie swoim czynom, myślom i dziedzictwu, to najgorszy z grzechów. Nie należymy do ludzi, lecz z nimi współistniejemy. Wtapiamy się w tłum, wiodąc życie tak im podobne, czasami nawet los zapewnia nam o wiele lepsze warunki. Ale wystarczy tylko jeden, maleńki błąd, by wywołać falę paniki, dać im powód do nienawiści. Uśmiechała się smutno, pocierając ręce naznaczone dziesiątkami jasnych pręg. Świat balansuje na krawędzi racjonalności i absurdu. Rządzi się własnymi prawami. Drapieżnik czyha na swoją ofiarę, zmuszony jest do zadawania bólu innym istotom. Tak, jak i my, syneczku, łakniemy człowieczej krwi, tak i oni w zamian odbierają nam życia. W akcie zemsty za coś, na co tak naprawdę nie mamy wpływu. Więc pamiętaj... Milcz i walcz z wewnętrznymi żądzami, nie daj opanować się bestii, która tylko czeka na odpowiedni moment, by wydostać się na wolność...
Pazury zatopiły się w pniu, jeszcze roztaczającym wokół siebie ten słodkawy, drażniący zapach jasnowłosej piękności. Drzewo zatrzeszczało ostrzegawczo, kiedy wyszarpnąłem łapę z jego uścisku, pozostawiając po sobie cztery przerażająco głębokie ślady, zwężające się ku końcom. Zdążyła uciec, nim niemal bezszelestnie zatoczyłem krąg wokół fragmentu lasu. W głębi serca poczułem dziwną ulgę, jednak na zewnątrz ciało wręcz szalało z wściekłości. Zwierzęcy ryk wyrwał się z gardła, budząc i płosząc ranne ptaszki. Większość z nich poderwała się do lotu, najpewniej alarmując mieszkańców pozostałych części puszczy.
⬩⬥◆⬥⬩
Pierwsze promienie słońca przedzierały się przez barierę koron wiekowych drzew, ukazując światu piękno okrucieństwa Matki Natury. Starłem krew z twarzy, równie umorusaną ręką, zapewne tworząc jedynie jeszcze gorszą plamę, niżeli była. Może uda mi się uniknąć mojej... współlokatorki. Przynajmniej na czas oczyszczenia się ze szkarłatnego płynu, aktualnie zdobiącego prawie każdy fragment skóry. Szkarłatu zarówno mojego, jak i osiłka pozostawionego tuż przy krańcu lasu, jako ostrzeżenie dla kłusowników. Znów rozniosą się plotki o rzekomym pożywianiu się ludźmi, tylko dlatego, że nieszczęśnik został rozniesiony wzdłuż linii granicznej. Uniosłem kąciki ust w szerokim, zadowolonym uśmiechu, przypominając sobie przerażenie zastygłe na twarzy naznaczonej bliznami po trądziku. I ten krzyk przeszywający na wskroś wszystko, co żywe. Wspiąłem się po starych schodach, w myślach notując, by nareszcie zabrać się za naprawienie drobnych pęknięć. Bose, mokre stopy człapały na marmurze, pozostawiając wyraźne ślady. Pchnąłem masywne drzwi, ustępujące z głuchym jękiem. I już, już miałem wejść do środka, przemknąć cichaczem po długich korytarzach, kiedy ta zastąpiła mi drogę. W duchu jednocześnie przeklinałem ją, ale i dziękowałem za to, że przynajmniej lwia część spodni przetrwała przemianę.
SAVEY?
Półnagi Lu ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz