niedziela, 15 lipca 2018

Od Desiderii c.d. Gabrijela

 Z każdym przypadkowym muśnięciem strach oddalał się coraz bardziej, pozostawiając po sobie jedynie tę dziecięcą fascynację, wspomnienia sprzed lat. Podobna sytuacja miała już raz miejsce, a jakże. Pierwszej nocy po przybyciu eriwallskich żołnierzy do Yarry. Wygięłam plecy w lekki łuk, kiedy dotknął najczulszego miejsca na moich plecach, wywołując tym falę ciepła, poganiając głupie serce do niemalże szaleńczego biegu. Zadarłam głowę w górę, zamykając oczy. Rozkoszowałam się tak upragnioną bliskością mojej pierwszej miłości, intymnością tej z pozoru zwyczajnej sytuacji. Sześć lat temu nawet nie mogłabym zdjąć przy nim sukni, a teraz... Zasłoniłam usta dłonią, parskając śmiechem, który damie zdecydowanie nie przystawał. Oj tak, bardzo dokładnie pamiętałam wydarzenia tamtego feralnego popołudnia.
 Miałam dopiero szesnaście lat, pstro w głowie, zaś tamten dzień zasłużył na miano najbardziej pechowego, a za razem pamiętnego ze wszystkich spędzonych w Eriwall. Wszechobecny gorąc i pomysł księżniczki - piknik na plaży, w towarzystwie dziedziców przybyłych wraz z ich rodzicami na obrady. Oczywiście kapryśna małolata kategorycznie zabroniła zapraszania kogokolwiek spoza arystokracji, by nie zniesmaczać jej wyszukanego grona znajomych. Bez Anny, bez Gabrijela, zaczepiana przez pysznych młodzieńców czułam się co najmniej nieswojo. Do tego stopnia, że dłonie drżały mi jak oszalałe i popełnienie jakiejś gady było tylko kwestią czasu. Wiśniowy sok pięknie wkomponował się w biel lekkiej sukienki, po tym epizodzie nadającej się jedynie do wyrzucenia. Jakby tego było mało, spanikowana zupełnie zapomniałam o utrzymaniu ludzkiej formy, co skończyło się przeraźliwymi piskami i wrzaskami nastoletnich szlachcianek. Upokorzona, zwyzywana od bestii, potworów, demonów, wróciłam do swojej komnaty, chcąc zachować choć resztki godności. Wszedł zaraz po tym, jak zrzuciłam z siebie brudny materiał, pozostając w samej halce i bieliźnie. Dostrzegłam go kątem oka, nie wiedząc, któż to do momentu, kiedy...
 — Dostarczyła, powiedziała od kogo i przekazała przeprosiny. Choć nie miałam ci tego za złe, ale bukiet był piękny— stwierdziłam, wkładając ręce do rękawów koszuli. Zapinając guziki kontynuowałam swoje wywody.— Ususzony zabrałam do Yarry, jednak... Helevorn w szale rozniósł go po pokoju, później każąc sprzątać rozerwane kwiaty. W ramach pokuty za nieposłuszeństwo i zdradę.
 Wstałam, pozwalając, by materiał zasłonił większe blizny, sięgając mi do jednej-trzeciej uda. Podniosłam ciężką suknię, drepcząc z nią ku krzesłu. Przy okazji upewniłam się, że na pewno wszystko zostało porządnie zakryte.
 — Zaś wizytę na Różanym Dworze musimy przełożyć o dzień. Jutro władcy Istari Atan, a także ci będący mi sojusznikami, zbierają się na obradach w, jak to określają, sprawie yarrańskiej. Korzystając z mojego powrotu do zdrowia.— Dłonie dotykające aksamitnego, krwistoczerwonego materiału sukni. Mogłyby należeć do pianistki.— Przepraszam, kochany, powinnam wcześniej powiedzieć, ale kompletnie wyleciało mi z głowy.— Cichutkie westchnienie, dodające odwagi. Uśmiechnęłam się samymi kącikami ust, odwracając przodem do jasnowłosego. Tak, by mógł ujrzeć mnie w całej okazałości.— Pasuje mi twoja koszula, hm?

GABRIJELU?
Des i jej próba odwrócenia uwagi :')

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz