Chłód owiał nagą skórę, jakoby zwiastun nadchodzącego niebezpieczeństwa. Nie pojawiła się, jak zawsze, gdy najbardziej jej potrzebowałem, a jednak dała mi niemy znak do odwrotu. Ucieczki z własnego domu, bowiem oczy blondynki na powrót przybrały ten tak dobrze znany mi wyraz. Drapieżnika żądającego zemsty, pomimo dawno już zabliźnionych ran.Szaleńca, pragnącego jedynie nieść cierpienie w imię jedynie jemu znanych wartości. Niezwykle wątpliwe motywacje, na rzecz których tak bestialsko obchodził się z innymi stworzeniami. Nie tylko ludźmi. Nie tylko Vedali. Pochłaniał wszystko, co posiadało duszę, zmuszając do przejścia na jego stronę, pogrążenia się w mroku. Odrzucony przez bliskich, bowiem nie pasował do ich grona. Wygnany z własnego królestwa. Strącony na Ziemię. Robił z nami dokładnie to, czego sam doświadczył, niczym upiorny posłaniec, przynoszący złe wieści.
Odskoczyłem w tył, kiedy nieludzka istota rzuciła się na mnie z pazurami, pozbawiona oręża. Ciało pięknej, młodej damy, a jednak wewnątrz niego umysł należący do kogoś zupełnie innego, wyrządzającego tak wiele krzywd. Czas zwolnił wraz z uporczywym pieczeniem policzka, którego udało się dopaść przeciwnikowi. Reakcja była wręcz automatyczna. Podcięcie nóg, uderzenie łokciem w skroń. Na tyle, by ogłuszyć, ale nie zabić, przynajmniej taką miałem nadzieję. Zwaliła się na mnie wiotka, bezwładna, prawie przewracając na twarde podłoże. Objąłem ją rękoma, upewniając się, że ten desperacki ruch przyniósł pożądane skutki. Pierś unosiła się miarowo, coraz wolniej. Czułem jej gorący oddech na nagiej skórze, wywołujący dziwne uczucie gdzieś wewnątrz mnie. Zawiesiłem wzrok na jej twarzy, tak spokojnej, jakby przed chwilą do niczego nie doszło. Uśmiech mimowolnie zagościł na mojej twarzy, kiedy odgarnąłem jasne pasma za drobne ucho.
— Czyżbyś martwiła się o mnie, Kłosowłosa?— zapytałem cicho, biorąc ją na ręce niczym najprawdziwszą księżniczkę. Zaraz jednak pokręciłem głową, odganiając od siebie wszystkie emocje i uczucia, które pojawiły się tak nagle.— Niczym sobie nie zasłużyłem na troskę. Zbyt wiele zła wyrządziłem. Z resztą... Pewnie wiele nasłuchałaś się o tych okropnych zbrodniach popełnionych wgłębi wiekowego lasu. Aż dziw, że nie uciekłaś, kiedy miałaś do tego okazję... I kto wie, może kiedyś opowiem ci o tym wszystkim z mojej perspektywy? A teraz śpij spokojnie, Kłosowłosa.
Pchnąłem mosiężne drzwi, znów w myślach przypominając sobie o przymusie naoliwienia starych zawiasów. Białe jak śnieg firany zafalowały, targane przez przeciąg. Przypominały obłoki widoczne zza okna- zwiastuny przybycia kolejnego z parnych dni. Może zabiorę ją nad jezioro, o ile po odzyskaniu przytomności powróci jej świadomość. Ułożyłem ją na miękkiej pościeli, krzywiąc się na widok czerwonego śladu, powoli nabierającego barwę fioletu. Gdybym tylko wcześniej się pospieszył- nie pozostałby żaden ślad po tym krótkim starciu. A teraz... Zignorowałem ssanie w żołądku, powoli zastygającą krew, siadając tuż obok dziewczyny. Musiałem jeszcze raz upewnić się, czy aby na pewno nie wyrządziłem jej większej krzywdy. Inaczej sumienie chyba poćwiartowałoby mnie i wyrzuciło na jedną z polanek.
Odskoczyłem w tył, kiedy nieludzka istota rzuciła się na mnie z pazurami, pozbawiona oręża. Ciało pięknej, młodej damy, a jednak wewnątrz niego umysł należący do kogoś zupełnie innego, wyrządzającego tak wiele krzywd. Czas zwolnił wraz z uporczywym pieczeniem policzka, którego udało się dopaść przeciwnikowi. Reakcja była wręcz automatyczna. Podcięcie nóg, uderzenie łokciem w skroń. Na tyle, by ogłuszyć, ale nie zabić, przynajmniej taką miałem nadzieję. Zwaliła się na mnie wiotka, bezwładna, prawie przewracając na twarde podłoże. Objąłem ją rękoma, upewniając się, że ten desperacki ruch przyniósł pożądane skutki. Pierś unosiła się miarowo, coraz wolniej. Czułem jej gorący oddech na nagiej skórze, wywołujący dziwne uczucie gdzieś wewnątrz mnie. Zawiesiłem wzrok na jej twarzy, tak spokojnej, jakby przed chwilą do niczego nie doszło. Uśmiech mimowolnie zagościł na mojej twarzy, kiedy odgarnąłem jasne pasma za drobne ucho.
— Czyżbyś martwiła się o mnie, Kłosowłosa?— zapytałem cicho, biorąc ją na ręce niczym najprawdziwszą księżniczkę. Zaraz jednak pokręciłem głową, odganiając od siebie wszystkie emocje i uczucia, które pojawiły się tak nagle.— Niczym sobie nie zasłużyłem na troskę. Zbyt wiele zła wyrządziłem. Z resztą... Pewnie wiele nasłuchałaś się o tych okropnych zbrodniach popełnionych wgłębi wiekowego lasu. Aż dziw, że nie uciekłaś, kiedy miałaś do tego okazję... I kto wie, może kiedyś opowiem ci o tym wszystkim z mojej perspektywy? A teraz śpij spokojnie, Kłosowłosa.
Pchnąłem mosiężne drzwi, znów w myślach przypominając sobie o przymusie naoliwienia starych zawiasów. Białe jak śnieg firany zafalowały, targane przez przeciąg. Przypominały obłoki widoczne zza okna- zwiastuny przybycia kolejnego z parnych dni. Może zabiorę ją nad jezioro, o ile po odzyskaniu przytomności powróci jej świadomość. Ułożyłem ją na miękkiej pościeli, krzywiąc się na widok czerwonego śladu, powoli nabierającego barwę fioletu. Gdybym tylko wcześniej się pospieszył- nie pozostałby żaden ślad po tym krótkim starciu. A teraz... Zignorowałem ssanie w żołądku, powoli zastygającą krew, siadając tuż obok dziewczyny. Musiałem jeszcze raz upewnić się, czy aby na pewno nie wyrządziłem jej większej krzywdy. Inaczej sumienie chyba poćwiartowałoby mnie i wyrzuciło na jedną z polanek.
SAVEY?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz