Objąłem kobietę ramieniem, przyciągając ją tak, by położyła się na mojej piersi. Napawałem się jej ciepłem, oddechem, coraz bardziej spowalniającym i odprężającym się. Jednocześnie nozdrza uderzał cały czas ten delikatny zapach róż. Ile razy przechodziłem obok różanego ogrodu, w myślach zawsze widziałem srebrnowłosą. Roześmianą i z błyszczącymi oczami, odcieniem przywodzącymi lód. Dla niektórych rzeczywiście chłodne i niebezpieczne, niczym ta krucha warstwa, zimą pojawiająca się na jeziorze. Dla mnie jednak były zwierciadłem jej delikatnej duszy, tak bardzo skrzywdzonej przez niesprawiedliwy los. Za wszelką cenę chciałem, by zawsze była w nich radość, przeplatana z miłością, zachwytem i resztą tych pozytywnych uczuć. Ale zbyt często widziałem w nich smutek i ból, który moja Różyczka tak bardzo starała się przede mną ukryć.
– Dobranoc, moja droga – odszepnąłem równie cicho, wargami muskając czubek jej głowy.
Dłoń pozwoliłem sobie oprzeć między jej łopatkami, gładząc je opuszkami palców. Delikatnie, by nie zbudzić śpiącej królewny. Druga ręka zaś znalazła miejsce pod moją głową, dużo, dużo wcześniej. Nie dałem wygrać zmęczeniu, czuwając jeszcze dłuższą chwilę. Tak, by upewnić się, że Desiderii nie będą dręczyć koszmary. Na ustach pojawił się rozczulony uśmiech, gdy ta uroczo zmarszczyła brwi, a jej policzki przybrały kolor leciutkiego, niemalże niewidocznego różu. Acz Gabowe oko ujrzy każdą, nawet najdrobniejszą zmianę na jej pięknej twarzy. Opuszkami palców dotknąłem jasnych znamion przy jej skroni; wciąż zachowując niepodobną do mnie ostrożność i delikatność. Na pewno była zmęczona po kilkudniowej jeździe do stolicy. A odpoczynek podczas krótkich przystanków niemalże nie istniał, sam znałem to doskonale. Temu też sam w końcu oddałem się w ramiona snu, pozwalając, by pochłonął mnie całkowicie.
¨¨¨¨
Świece zdążyły już wygasnąć, pozostawiając po sobie jedynie resztki, na wpół płynnego wosku. Desideria wciąż spała, wtulona we mnie niczym w najmiększą na świecie przytulankę. Śniła zapewne o czymś przyjemnym. Śmiałem tak stwierdzić po leciutkim uśmiechu na jej pełnych ustach i, wręcz rozanielonym grymasie twarzy. Nie ośmieliłem się nawet ruszyć, pomimo pieczenia w boku, nie chcąc burzyć jej błogiego snu. Cieszyłem się, jak dziecko, mogąc wciąż czuć jej delikatny dotyk na nagiej piersi; czuć ciepły oddech na skórze. Teraz już wierzyłem w to, że ukochana jest tuż obok mnie, wręcz na wyciągnięcie ręki. Że nie jest płonną nadzieją, ni złudnym snem, który tak często odwiedzał mnie nocą.
Snem, z którego zawsze musiałem się wybudzić.
Wybudzić się sam, w pustej, zimnej sypialni.
Teraz już ciepłej i przyjemnej, przez samą obecność mojej ukochanej.
DESIDERIO?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz