poniedziałek, 2 lipca 2018

Od Savey c.d Lu’Aj

Gdybym mogła, pokręciłabym głową i kazała odsunąć się młodzieńcowi, w momencie gdy ten otoczył moją osobę piaskowymi wojownikami. Jego posunięcie mogło jedynie jeszcze bardziej podsycić Zilendora, który był wiecznie gotowy do rozlewu krwi. Usłyszałam jedynie cichy śmiech, wyrywający się z mojej piersi. Był tak bardzo nienaturalny... Jedna z moich dłoni powędrowała na rękojeść miecza, zaciskając się na nim bardzo pewnie. Właśnie to najbardziej przerażało mnie w działaniu mego oprawcy, to jak wykorzystywał moje własnonabyte umiejętności przeciwko, możnaby rzec - wszystkiego co się porusza. Kolana lekko ugięły się, przyjmując charakterystyczną i bardzo statyczną pozycje, oznaczającą gotowość na atak. Głowa nieznacznie przekręciła się w prawą stronę, coraz bardziej przyglądając się postaci w mroku. Tym razem była jednak inna, nie ujrzałam ciemnowłosego męźczyzny tylko znaną mi z opowieści kreaturę. Poczułam jak przez moje ciało przechodzi dreszcz spotęgowany kłębioącymi się myślami czarnoksiężnika. Znałam historie, lecz nie chciałam w nie wierzyć, lecz w tym momencie sama przekonałam się na własne oczy o jej istnieniu. Nie zorientowałam się nawet gdy miecz szybko wyciągnięty z pochwy, przeciął piaskowego Golema na pół. Wykorzystanie mojej zwinności bardzo przydawało się Zilendorowi, przynajmniej tak mi się wydawało, ponieważ nie narzucał mi swojego stylu walki, moje ciało samo wykonywało naturalne dla mnie ruchy. Piasek rozsypał się po gęstej trawie, po chwili kumulując się pare metrów dalej.
- Zapomniałeś o mnie - to właśnie z moich ust wydarły się te proste słowa.
Krok po kroku zbliżały się pustynne upiory, dzierżąc w dłoniach ponad dwu i pół metrowe włócznie. Przypominały dawne rzymskie formacje, idące równo w bój. Zaczęłam powolnie poruszać się, chodząc po okręgu, nie spuszczając wzroku z tajemniczego nieznajomego. Wydawało mi się jednak, że ktoś panujący nade mną, znał go zbyt dobrze. „Zapomniałeś o mnie” co to miało znaczyć..?
- Pamiętasz Rosaline? - głos Zilendora wyrwał się z moich ust.
W tym oto momencie, piaskowa formacja ustala w miejscu, najprawdopodobniej czekając na mój ruch. Pytanie zadane ciemnowłosemu, tylko utwierdziło mnie bardziej, czułam jednak, że to starcie nie skończy się zbyt dobrze. Działanie na czyiś emocjach zawsze ma fatalne skutki, co może cieszyłoby czarownika właśnie w tym momencie, kto wie czy ten dzień nie będzie moim ostatnim. Nóż przyłożony przez Zilendora  do mojego przedramienia powolnie rozcinał materiał, śmiejąc się pod nosem. W tym momencie zaczęłam walkę z najczarniejszą siłą. Ból przepełniał całe moje ciało, zmuszając do wewnętrznego krzyku, dosłyszalnego  tylko i wyłącznie dla mnie. Ostrze powracając do wewnętrznej strony łokcia, coraz to mocniej wbijało się w moje ciało, szkarłatna krew powolnie spływała przez moje palce by następnie skraplać się ku zielonej ziemi.  Istne przedstawienie, mające jedynie za zadanie, uświadomić w czymś nieznajomego. Dlaczego jednak musiałam być to ja? Dlaczego akurat w momencie kumulacji, największych emocji. Poddałam się, pierwszy raz od kiedy stąpam po tej pięknej ziemi, całkowicie oddałam się w ręce nikczemnego człowieka. Obraz z każdą sekundą coraz bardziej się rozmywał a kolana uginały się swobodnie. Upadłam na ziemię, podpierając się prawą ręką o glebę. Łzy powolnie zaczęły spływać po moich policzkach, raz po raz ustępując miejsca pieczeniu przedramienia. Ścisnęłam kępkę trawy, przyglądając się białym kwiatom. W ostatnich sekundach mogłam jeszcze raz poczuć zapach trawy, poczuć ją między palcami. Nie tak wyobrażałam sobie swój koniec, nie tu, nie tak, nie z woli kogoś innego lecz własnymi rękoma. Chciałam polec w walce, między swoimi ludźmi, chciałam by obsypywano mnie właśnie takimi białymi kwiatami, jak te w mych palcach.
- Przepraszam - szepnęłam, w ostatnim momencie zerkając jeszcze na moją zmarłą przyjaciółkę.
[Lu?]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz