Anerwi winien dbać o swój lud, prowadząc go przez trudy życia Yarry. Chronić przed wszelkim złem niekoniecznym. Przeć na przód, przebijając wrogie ciała. Miażdżyć imperia, by zapewnić dobrobyt swym podopiecznym. Czy przysięgasz spełniać obowiązki aż po kres swych dni, Vantan? Słowa najstarszego z Tendar odbijały się w mojej głowie, niosąc ze sobą bagaż pełen wspomnień sprzed dziewięciu lat, ale i tych o wiele świeższych. Starałam się dotrzymać danego słowa nawet teraz, stając przed najważniejszymi osobami na Istari Atan, ale i moimi zamorskimi sojusznikami. Dwudziestu trzech władców, wbijających we mnie współczujące, czasami gniewne spojrzenia. Oczekiwali odpowiedzi na tak wiele pytań, rozrywających dopiero co zasklepione rany. Przygryzłam policzek od środka, w bezwarunkowym odruchu. Do momentu, aż poczułam słonawy, gorzki smak własnej krwi. Dopiero wtedy wstałam, ukazując częściowo odsłoniętą dolną partię ciała. Multum drobnych, szpecących blizn, odcinających się prawie nieskazitelną bielą na bladej skórze. Ostatni z dowodów świadczących o ogromie zła, jakiego doświadczyłam ja i mój lud. Gwardzista stojący w rogu sali wykrzywił twarz w wyrazie... Obrzydzenia? Strachu? Zniesmaczenia? Zignorowałam to, przybierając swoją zwykłą, profesjonalną minę niczym niewzruszonego władcy.
— Dziesięć miesięcy temu, pierwszego dnia wyznaczającego połowę wiosny, oczywiście według waszego kalendarza, Yarra została odcięta od świata. Zilendor skutecznie zablokował drogi lądowe, morskie, jak i powietrzne, tych ostatnich głównie używali posłańcy. Do Białej Stolicy wdarli się szturmem, korzystając z trwania corocznych obchodów kolejnego roku panowania Wielkiego Imperatora. Najpierw wilkołaki, rozszarpujące wszystko, co stanęło im na drodze, zaraz potem demoniczne istoty, a na końcu czynni żołnierze wrogiego zakonu. Atak ominął zamek, przez co dowiedziałam się o nim w ostatniej chwili, z ust tego, który sprowadził na mój naród nieszczęście. Helevorn...— Przerwałam, widząc jak młody chłopak wychodzi z sali, blady niczym kartka papieru. Odchrząknęłam, wzrokiem powracając do zgromadzonych.— Helevorn okazał się zdrajcą i współpracownikiem wspomnianego okrutnika, w samotności chcąc skrócić moje życie, jak i dziedzica. Zasłaniałam Anvana własnym ciałem, kiedy mój własny mąż, w pełni poczytalny, rzucił się na nas. Łącznie otrzymałam około stu trzydziestu płytkich cięć, przez które miałam umrzeć z wykrwawienia. Aktualnie pozostało po nich jedynie czterdzieści pięć blizn, jak zdążyli państwo zauważyć i ból po stracie pierworodnego, jedynego prawowitego dziedzica tronu.— Kończąc pierwszą część, kątem oka dostrzegłam zastępstwo za chłopaczka, a serce niemalże zatrzymało się. Jednocześnie ze strachu, ale i zaskoczenia. Gabrijel... Odwróciłam od niego wzrok szybko, jakby ze wstydem.— Tendar obowiązuje prawo krwi. Przynajmniej jeden z rodziców musi być przedstawicielem tej rasy, by dziecko zostało automatycznie uznane za obywatela Yarry i objęte prawem owego kraju. W związku z tym apeluję o uznanie mego imperium za nadal istniejące państwo...
Zajęłam swoje miejsce, kompletnie odcinając się od szumu spowodowanego naradą głów państw. Łokcie oparłam o mahoniowy blat, zaś dłonie splotłam w koszyczek, by móc ułożyć na nich głowę w oczekiwaniu na werdykt. Jeszcze raz spojrzałam na ukochanego. Jak wiele z tego słyszał? A jak wiele musiał się domyśleć?
— Dziesięć miesięcy temu, pierwszego dnia wyznaczającego połowę wiosny, oczywiście według waszego kalendarza, Yarra została odcięta od świata. Zilendor skutecznie zablokował drogi lądowe, morskie, jak i powietrzne, tych ostatnich głównie używali posłańcy. Do Białej Stolicy wdarli się szturmem, korzystając z trwania corocznych obchodów kolejnego roku panowania Wielkiego Imperatora. Najpierw wilkołaki, rozszarpujące wszystko, co stanęło im na drodze, zaraz potem demoniczne istoty, a na końcu czynni żołnierze wrogiego zakonu. Atak ominął zamek, przez co dowiedziałam się o nim w ostatniej chwili, z ust tego, który sprowadził na mój naród nieszczęście. Helevorn...— Przerwałam, widząc jak młody chłopak wychodzi z sali, blady niczym kartka papieru. Odchrząknęłam, wzrokiem powracając do zgromadzonych.— Helevorn okazał się zdrajcą i współpracownikiem wspomnianego okrutnika, w samotności chcąc skrócić moje życie, jak i dziedzica. Zasłaniałam Anvana własnym ciałem, kiedy mój własny mąż, w pełni poczytalny, rzucił się na nas. Łącznie otrzymałam około stu trzydziestu płytkich cięć, przez które miałam umrzeć z wykrwawienia. Aktualnie pozostało po nich jedynie czterdzieści pięć blizn, jak zdążyli państwo zauważyć i ból po stracie pierworodnego, jedynego prawowitego dziedzica tronu.— Kończąc pierwszą część, kątem oka dostrzegłam zastępstwo za chłopaczka, a serce niemalże zatrzymało się. Jednocześnie ze strachu, ale i zaskoczenia. Gabrijel... Odwróciłam od niego wzrok szybko, jakby ze wstydem.— Tendar obowiązuje prawo krwi. Przynajmniej jeden z rodziców musi być przedstawicielem tej rasy, by dziecko zostało automatycznie uznane za obywatela Yarry i objęte prawem owego kraju. W związku z tym apeluję o uznanie mego imperium za nadal istniejące państwo...
Zajęłam swoje miejsce, kompletnie odcinając się od szumu spowodowanego naradą głów państw. Łokcie oparłam o mahoniowy blat, zaś dłonie splotłam w koszyczek, by móc ułożyć na nich głowę w oczekiwaniu na werdykt. Jeszcze raz spojrzałam na ukochanego. Jak wiele z tego słyszał? A jak wiele musiał się domyśleć?
GABRIJELU?
Och, och... A tak chciała ukryć blizny ;-;
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz