Kilkanaście minut po obudzeniu się, usłyszałem cichy stukot do drzwi. Jednak nie raczyłem odpowiedzieć, bojąc się, że zbudzę tym białowłosą istotkę. Acz nijak nie musiałem się odzywać, gdyż te się otworzyły, a postać w nich stojąca wydała mi się dziwnie znajoma. Powitała mnie skinieniem głowy, z którego mogłem odczytać nieme przeprosiny. Odpowiedziałem Annie uśmiechem, gdy ta tylko dostrzegła Desiderię, wtuloną w moją nagą pierś. Przypomniałem sobie jak przez mgłę sytuację sprzed kilkunastu miesięcy. Gdy opuściłem towarzyszy, od razu kierując się w stronę yarrańskiego pałacu. Jeszcze w Eriwall doszły mnie informacje o ataku na ten piękny kraj. Ba, ataku to zbyt mało powiedziane. Rzezi niewiniątek, której nie przetrwały nawet dzieci. Nawet nasz syn, którego nie miałem okazji poznać; choć zobaczyć. Wtedy to Anna, upstrzona krwią, przekazała mi wiotkie, poplamione szkarłatem ciało ukochanej, zapewniając mnie jeszcze, że ta żyje..
– Wiedziałam, gdzie mam jej szukać.. – głos ciemnowłosej kobiety wyrwał mnie ze świata, nie do końca przyjemnych, wspomnień.
Może mi się wydawało, ale chyba usłyszałem w nim nutę rozczulenia.. Wiedziałem, po co pani Mattingly przyszła do mojego pokoju, ale nie miałem serca budzić swojej śniącej księżniczki. Posłałem jej opiekunce błagalne spojrzenie, by dała jej choćby pięć minut dłużej, na nacieszenie się swoją senną marą. Ta zaś westchnęła cicho, jakby z bólem i pokręciła głową, szepcząc coś o radzie. Cmoknąłem niemalże niesłyszalnie z niezadowoleniem, musząc jednak wyrwać ją ze świata snu.
– Desiderio.. – wymruczałem cicho, wprost do jej ucha, dłonią delikatnie muskając jej policzek.
Ta jedynie zmarszczyła brwi i nieco mocniej wtuliła się w moją pierś, co poskutkowało lekkim uśmiechem na mojej twarzy, zwieńczonej równie delikatnym rumieńcem. Jednak nie mogłem dać za wygraną. Nie tym razem. Podniosłem się leciutko na wolnej ręce, przygryzając policzek od środka, gdy zalała mnie fala bólu, pulsującego od rany na boku. Mimo to, z uporem, raz jeszcze wypowiedziałem jej imię. Tym razem nieco głośniej, pewniej. Białowłosa dama nagle otworzyła oczy, w których niemalże natychmiast się zatraciłem. Acz moment później je przymrużyła, zapewne podrażnione porannym światłem. Delikatna, drobna dłoń z mojej piersi zsunęła się na pościel, co prawie poskutkowało utratą jej równowagi. Mimo to, na jej ustach zagościł uśmiech. Na ustach, których moment później dane mi było posmakować, co przyjąłem ze sporym zadowoleniem, które mogła rozpoznać tylko moja Różyczka.
– Dzień dob.. – zdołała wypowiedzieć, gdy Anna zabrała głos:
– Imperator, władca Erivall oraz zebrani oczekują na panią w sali obrad – usłyszałem jej karcący ton, od którego nawet mnie przeszył nieprzyjemny dreszcz. Już wiem, czemu tak dobrze dogadywała się z Mistrzem. – Dali pani dziesięć minut, po tym czasie bezzwłocznie rozpoczną zebranie.
Po tych słowach jasnowłosa poderwała się do siadu, jakby ktoś wrzucił pająka za kołnierz jej.. Mojej.. Naszej koszuli i omal nie zleciała z łóżka. Zdążyłem ją złapać w pasie z cichym westchnieniem ulgi i pomogłem jej bezpiecznie stanąć na podłodze. Wydukała krótkie przeprosiny, choć nie miałem pojęcia za cóż mogłaby mnie przepraszać i w ciągu kilku sekund ulotniła się z pokoju.
– Dziękuję ci za opiekę nad nią, paniczu Whitehorn – zwróciła się do mnie ciemnowłosa, ku mojemu zaskoczeniu bez cienia ironii czy sarkazmu.
– To dla mnie czysta przyjemność, pani Mattingly – odpowiedziałem ze szczerym uśmiechem, którym to pożegnałem Annę.
DESIDERIO?
A tak słodko spałaś.. :c
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz