Ułamek sekundy, jedno ukradkowe spojrzenie i galopujące serce. Blade policzki, z których odpłynęły zdrowe kolory. Znałam mimikę jego twarzy tak dobrze, że potrafiłam wychwycić nawet najmniejsze zmiany, zwłaszcza w różnokolorowych oczach. Zakwitł w nich niewypowiedziany ból, wręcz krzyczący o potwierdzeniu moich obaw. Lecz kiedy miałam mu opowiedzieć o tym wszystkim, skoro każdy z listów sprawdzany był przez mojego drogiego kuzyna, tłumaczącego się sprawdzaniem i korektą ewentualnych błędów? Podczas naszego pierwszego spotkania po tak długim czasie? Zasłużyłabym na miano największego potwora, gdybym zrobiła to, kiedy Gabrijel wręcz promieniał szczęściem. Wtedy po prostu starałam się odegnać wszelkie negatywne myśli, ciesząc się bliskością ukochanego. Tak długo, jak tylko mogłam, zupełnie nie bacząc na konsekwencje mojej ignorancji, wręcz egoistycznie ignorując głos rozsądku, za co przyszło zapłacić mi w ciągu tych kilku minut.
Spojrzenie, wcześniej z zaciekawieniem obserwujące każdą postać z osobna, teraz skierowane zostało na nieskazitelny blat, jeszcze lśniący od szorowania przez służki. Ochota na uczestniczenie w zebraniu, obradach i sądzie, któremu pośmiertnie miał zostać poddany Helevorn, opuściła mnie w mgnieniu oka. Jak bardzo starałam się ukryć ten fakt, za zasłoną leciutkiego uśmiechu, zatroskanego wyrazu twarzy i nienagannej postawy. A jednak jeden z władców zdołał przejrzeć mnie na wylot, z resztą nie po raz pierwszy. Wręcz trupio zimna dłoń spoczęła na plecach zakrytych przez krwistą pelerynę, w geście niezauważalnym dla pozostałych. Zerknęłam w prawo, tylko po to, by ujrzeć zmartwione spojrzenie mojego drogiego przyjaciela. Bez słów zrozumiałam jego intencje i to, co chciał mi przekazać. Powinnaś odpocząć, okropnie wyglądasz. Ty i twój książę z bajki, przecież zauważyłem. Mogę wcisnąć im bajeczkę, jeśli tylko zechcesz... Kiwnęłam leciutko głową. Władca Freymere postał, a w pomieszczeniu nagle zapadła wręcz grobowa cisza.
— Lady Desiderię dopadła słabość, apeluję o dokończenie obrad bez niej, zaś oficjalne ogłoszenie wyniku przełożyć na przyszłotygodniowe zebranie. Gwardzisto, dopilnuj, by Wielka Imperator trafiła bezpiecznie do swojej kwatery.
Nie czekając na odpowiedź ze strony zgromadzonych, wstałam ze swojego miejsca, niby gotowa upaść w każdej chwili. Wyćwiczonym przez lata chwiejnym krokiem ruszyłam ku drzwiom, jednocześnie uśmiechając się porozumiewawczo do Gabrijela. Niby jakbym mu dziękowała, jednak skrycie przekazałam mu jedno tylko słowo- spokojnie. O własnych siłach przeszłam zaledwie kilka kroków, pozwalając Gabrijelowi przytrzymać moje ciało, pozornie przelewające się przez ręce. Odezwałam się zaraz po wyjściu z pomieszczenia, gdy grube drzwi odcięły nas od władców, pozostawiając samych na pustym korytarzu. Wtedy też wyprostowałam się, odważnie patrząc w różnokolorowe tęczówki. Ufnie, a jednak pokornie.
— Słyszałeś wszystko, prawda? Przepraszam, powinieneś dowiedzieć się o tym jako pierwszy... Ale tak bardzo cieszyłam cię, że znów mogę być przy tobie, że... Ja... Nie miałam odwagi... Bo... Wspomnienia... I blizny... One tak okropnie wyglądają... Przypominają o tylu rzeczach...— dukałam, tak naprawdę niepewna tego, jak miałabym mu wyznać wszystkie obawy, które targały mną od momentu opuszczenia statku.— Nie chciałam, byś znów tłumił w sobie smutek... Tylko dlatego, że zostały ślady... I mam gdzieś, że ktoś może nas zobaczyć czy usłyszeć... Przecież to chore, że musimy skrywać uczucia, które nas łączą...
Splotłam swoje dłonie tuż przy łonie, tak bestialsko potraktowanym przez Helevorna, splamionego nie tylko krwią, ale i okropnymi, białymi liniami. Liniami widocznymi przez wycięcia w beżowym materiale, odsłaniające sporą część boków bioder.
Spojrzenie, wcześniej z zaciekawieniem obserwujące każdą postać z osobna, teraz skierowane zostało na nieskazitelny blat, jeszcze lśniący od szorowania przez służki. Ochota na uczestniczenie w zebraniu, obradach i sądzie, któremu pośmiertnie miał zostać poddany Helevorn, opuściła mnie w mgnieniu oka. Jak bardzo starałam się ukryć ten fakt, za zasłoną leciutkiego uśmiechu, zatroskanego wyrazu twarzy i nienagannej postawy. A jednak jeden z władców zdołał przejrzeć mnie na wylot, z resztą nie po raz pierwszy. Wręcz trupio zimna dłoń spoczęła na plecach zakrytych przez krwistą pelerynę, w geście niezauważalnym dla pozostałych. Zerknęłam w prawo, tylko po to, by ujrzeć zmartwione spojrzenie mojego drogiego przyjaciela. Bez słów zrozumiałam jego intencje i to, co chciał mi przekazać. Powinnaś odpocząć, okropnie wyglądasz. Ty i twój książę z bajki, przecież zauważyłem. Mogę wcisnąć im bajeczkę, jeśli tylko zechcesz... Kiwnęłam leciutko głową. Władca Freymere postał, a w pomieszczeniu nagle zapadła wręcz grobowa cisza.
— Lady Desiderię dopadła słabość, apeluję o dokończenie obrad bez niej, zaś oficjalne ogłoszenie wyniku przełożyć na przyszłotygodniowe zebranie. Gwardzisto, dopilnuj, by Wielka Imperator trafiła bezpiecznie do swojej kwatery.
Nie czekając na odpowiedź ze strony zgromadzonych, wstałam ze swojego miejsca, niby gotowa upaść w każdej chwili. Wyćwiczonym przez lata chwiejnym krokiem ruszyłam ku drzwiom, jednocześnie uśmiechając się porozumiewawczo do Gabrijela. Niby jakbym mu dziękowała, jednak skrycie przekazałam mu jedno tylko słowo- spokojnie. O własnych siłach przeszłam zaledwie kilka kroków, pozwalając Gabrijelowi przytrzymać moje ciało, pozornie przelewające się przez ręce. Odezwałam się zaraz po wyjściu z pomieszczenia, gdy grube drzwi odcięły nas od władców, pozostawiając samych na pustym korytarzu. Wtedy też wyprostowałam się, odważnie patrząc w różnokolorowe tęczówki. Ufnie, a jednak pokornie.
— Słyszałeś wszystko, prawda? Przepraszam, powinieneś dowiedzieć się o tym jako pierwszy... Ale tak bardzo cieszyłam cię, że znów mogę być przy tobie, że... Ja... Nie miałam odwagi... Bo... Wspomnienia... I blizny... One tak okropnie wyglądają... Przypominają o tylu rzeczach...— dukałam, tak naprawdę niepewna tego, jak miałabym mu wyznać wszystkie obawy, które targały mną od momentu opuszczenia statku.— Nie chciałam, byś znów tłumił w sobie smutek... Tylko dlatego, że zostały ślady... I mam gdzieś, że ktoś może nas zobaczyć czy usłyszeć... Przecież to chore, że musimy skrywać uczucia, które nas łączą...
Splotłam swoje dłonie tuż przy łonie, tak bestialsko potraktowanym przez Helevorna, splamionego nie tylko krwią, ale i okropnymi, białymi liniami. Liniami widocznymi przez wycięcia w beżowym materiale, odsłaniające sporą część boków bioder.
GABRIJELU?
O ho ho, taktyczny wycof z obrad i niespodziewany sojusznik XD