wtorek, 26 czerwca 2018

Od Savey

„Godzina 19, tak słońce mi mówi” przeleciało mi przez myśl, gdy podniosłam wzrok na błękitne niebo. Lecz tak na prawdę patrzyłam na świat zupełnie innymi oczyma. Moje nogi niosły mnie przez lasy aż do małego miasta. Patrzyłam w zapłakane oczy mojej przyjaciółki, sama przeżywając wewnętrznie każdy niezależny gest. „Jak ja się tu znalazłam...?” - za każdym razem zadaje sobie to pytanie. Widziałam diabelskie oczy odbijające się w mokrych od łez ślepcach mojej kompanki. Zilendor potęgował nasze cierpienie, katując Amlenije kolejnymi ciosami. Gdybym mogła go powstrzymać nie stałabym w tym miejscu. Walczyłam z odgórną mocą, błagałam, korzyłam się lecz to zupełnie nic nie dało. Wręcz przeciwnie, obdarowano mnie bólem niegodnym nawet największych zbrodniarzy, lecz gdybym to ja panowała nad wlasnymi ruchami, można byłoby tak stwierdzić. Gdybym mogła wyszeptać tylko ciche przepraszam... Gdybym mogła wytłumaczyć, lecz to nigdy nie będzie mi dane. Przedstawienie trwało bardzo długo, jakby było jedną ze sztuk wystawianych przez gladiatorów w Rzymie. Nóż mocno zaciśnięty w mej dłoni, wbił się w delikatną szyję elfickiej arystokratki. Razem z nią upadłam i ja, pogrążona w stanie niemożliwym do dokładnego opisania. Łzy spływały niczym cienkie wodospady, mocząc gorące policzki. Podniosłam się do pozycji klęczącej, pochylając się nad ciałem brunetki. Jedną z moich dłoni ułożyłam na jej czole. Wpatrywałam się w jej oczy, starając się znaleźć w nich jeszcze duszę, lecz nie będę się oszukiwać, to niemożliwe. Ułożyłam głowę na jej klatce glosno szlochając. W tym momencie moje serce było znowu rozdarte, ta rana jednak nigdy się nie zabliźni. Straciłam najbliższa mi osobę, dziewczynę z którą wychowywałam się od kołyski. Przesunęłam dłonią po jej twarzy, palcami zamykając jej oczy.
- Przepraszam... wybacz mi.. - szlochałam głośno.
Przyznam nigdy jeszcze tak bardzo nie dałam ponieść się emocjom, szloch momentalnie zamienił się głośny ryk, nie umiałam tego powstrzymać. Powoli nie radziłam sobie w narastającej samotności, codziennie obserwując swoje kolejne mordercze kroki. Zilendor nie starał się mnie w tym oszczędzać, wręcz przeciwnie. Brakowało mi pomocy ze strony przyjaciół, lecz na czyją pomoc można liczyć gdy traci się ich co dnia..? Nie wiem jak długo płakałam nad ciałem elfickiej arystokratki, jednak zaczęło się już ściemniać. Dzisiaj jednak nie starałam się rozwiązywać swoich własnych problemów, nie byłam w stanie. Złapałam rękojeść ostrza, by wyciągnąć je z delikatnego ciała. Spojrzałam na swoje zakrwawione dłonie, ściskając sztylet w jednej z nich. Samoistnie opadły na białą szatę damy. Poczułam jak znowu ktoś powolnie przejmuje nade mną władzę,jednak mam jeszcze minutę by panować nad własnymi ruchami. Mój wzrok powolnie wędrował po konarach drzew, przez co dopiero teraz zauważyłam, że ktoś mnie obserwuje, owinięty w brązowe szaty. Pokręciłam jedynie przecząco głową, patrząc się w skryte cieniem złote oczy. Krzyknęłam czując jak tracę zupełną kontrolę, a nadludzka siła podnosi mnie na proste nogi. Widziałam jedynie delikatne zdziwienie na twarzy męźczyzny, gdy z pewnością w tym momencie moje oczy zmieniły kolor. Nóż kręcił się swobodnie w moich palcach, usłyszałam szyderczy, wręcz diabelski śmiech a z ust na sile wyrwały się słowa:
- Chcesz się zabawić?
[Lu?]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz