Jego bliskość. Ciepło. Dotyk... Wszystko to było znajome, a jednak dziwnie mi obce, przyprawiające o dreszcze ekscytacji, odganiające nieznośne łzy. W ciągu tych kilku jakże krótkich chwil, wspomnienia z minionych lat powróciły do mnie jeszcze wyraźniejsze, przypominające o dziecięcej fascynacji Vedalim spoza ścisłego kręgu kulturowego Cienistych Istot. Wcześniej zaledwie osiemnastoletniego podlotka, teraz pełnoprawnego mężczyzny. Tego, który budził sprzeczne sobie uczucia, powoli przeradzające się w coś naprawdę silnego Coś, czego nie dał rady zabić czas, ni despotyczny mąż i przysięgi składane podczas koronacji. To przy nim czułam się naprawdę piękna, ważna, potrzebna. To on, jako jedyny, był w stanie wzniecić płomień miłości, tlący się po dziś dzień, z każdą chwilą nabierający mocy.
Otoczyłam jego szyję ramionami, odważnie patrząc w różnokolorowe tęczówki, a płacz odszedł w zapomnienie. Te dwa drobne zwierciadła burzyły obraz stoickiego spokoju gwardzisty, ukazując wszystko to, co próbował ukryć pod maską leciutkiego uśmiechu. Zdawały się wręcz wykrzykiwać jego szczęście, ale też tęsknotę, spowodowaną naszym przymusowym rozstaniem. Tymi długimi, bezpowrotnie utraconymi latami. Mleczne policzki zalały się różem, gdy usta Gabrijela dotknęły mojego czoła, w geście przywodzącym na myśl muśnięcie motylich skrzydeł. Skoczna, radosna melodia pochłaniała wszelkie odgłosy dusznej sali, wręcz idealnie wpasowując się w mój nastrój. Odważyłam się na dotknięcie jego policzka wierzchem dłoni, z ciesząc się jak dziecko, gdy poczułam znajomą szorstkość po palcem.
Otoczyłam jego szyję ramionami, odważnie patrząc w różnokolorowe tęczówki, a płacz odszedł w zapomnienie. Te dwa drobne zwierciadła burzyły obraz stoickiego spokoju gwardzisty, ukazując wszystko to, co próbował ukryć pod maską leciutkiego uśmiechu. Zdawały się wręcz wykrzykiwać jego szczęście, ale też tęsknotę, spowodowaną naszym przymusowym rozstaniem. Tymi długimi, bezpowrotnie utraconymi latami. Mleczne policzki zalały się różem, gdy usta Gabrijela dotknęły mojego czoła, w geście przywodzącym na myśl muśnięcie motylich skrzydeł. Skoczna, radosna melodia pochłaniała wszelkie odgłosy dusznej sali, wręcz idealnie wpasowując się w mój nastrój. Odważyłam się na dotknięcie jego policzka wierzchem dłoni, z ciesząc się jak dziecko, gdy poczułam znajomą szorstkość po palcem.
— Spokojnie, cierniu, suknia nie jest niezastąpiona. Równie dobrze mogę zmienić ją na twoją koszulę— odparłam, a w głosie zabrzmiała zadziorna nutka, lecz równie szybko przywdziałam maskę powagi.— Ale najpierw powinieneś odpocząć po misji, musisz być zmęczony.
Powiew wiatru, najmocniejszy ze wszystkich poderwał krwistą suknię, wraz z czarną peleryną, do szaleńczego tańca. Mogłabym przysiąc, że kątem oka dostrzegłam posokę, gdy próbowałam opanować materiał niebezpiecznie sunący w górę, odsłaniając niemalże białą skórę nóg i czarne pantofelki. Choć może to tylko złudzenie, zagubiony kawałek spódnicy...
GABRIJELU?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz