niedziela, 10 czerwca 2018

Od Desiderii

 Chaotyczne ruchy rąk dyrygenta, dyktujące rytm, jaki mieli obrać grajkowie. Głośne śmiechy dworzan, narastające wraz z upływającym czasem. Ukrop panujący w sali balowej, potęgowany przez wirowanie na parkiecie. Złoto zdobiło stoły, na znak bogactwa eriwallskiego monarchy oraz pani jego serca. I ja, próbująca odnaleźć się w tłumie zupełnie nieznanych mi osób, które za to dokładnie wiedziały, z kim mają do czynienia. Dziesiątki pustych słów, wręcz długie monologi o tym, jak wielkim współczuciem darzyli mnie rozmówcy, nieświadomie rozdrapując dopiero co zasklepione rany. To nic, to nic, odpowiadałam, każdy sen ma swój koniec, nawet ten najpiękniejszy. Baronowa z maleńkim chłopcem, kurczowo trzymającym się jej przepastnej sukni. Spoglądał na mnie swoimi wielkimi, błękitnymi oczami, zupełnie jakby znał prawdę. Ledwo stąpał na króciutkich, jeszcze nieco wiotkich nóżkach. Anvan byłby w jego wieku, przebiegło mi przez myśl, boleśnie kując w serce. Syn, którego imię przyszło mi wybrać na długo po jego śmierci. Jeszcze jedna istota odebrana mi przez okrutny los. 
 Uniosłam kąciki ust, przybierając najbardziej rozbawioną minę, na jaką było mnie stać, gdy opasły lord porwał mnie do tańca. Kolejny z mężczyzn uważanych przez Haego za idealny materiał na męża dla starej wdowy z ponurą przeszłością. Od przyjazdu tutaj minęło zaledwie kilka godzin, a ja miałam już serdecznie dosyć dworskiego klimatu. Komplementowania mojej urody, odbierania cennego czasu tylko po to, by potem móc pochwalić się innym kawalerom, że sama Desideria Aria I Detremante VII Wielki Imperator Yarry i Ziem Jej Podległych uraczyła go swoim towarzystwem. Przyjęłam zaproszenie tylko i wyłącznie dla jednej osoby. Osoby, która, jak się okazało już po moim przybyciu, trzy dni temu została wysłana na misję. 
 Powinien niedługo wrócić, panno Detremante, mówił Mistrz, kątem oka zerkając na Annę, planowo mają czas do wieczora dnia dzisiejszego. Tak, przekażę mu wieść o przybyciu panienki. Na pewno będzie wniebowzięty
 Z ulgą przyjęłam zakończenie melodii oraz ogłoszenie krótkiej przerwy na posiłek lub złapanie oddechu przed rozbrzmieniem następnego utworu. Przeprosiłam moją nieodłączną towarzyszkę, na odchodne informując ją o miejscu, do którego zamierzałam się udać. W ogrodzie roiło się od par szukających uciechy w swoich ramionach, toteż swe kroki skierowałam ku przepastnemu balkonowi. Na całe szczęście żadna zagubiona dusza nie raczyła tam zawędrować. Wyszłam na zewnątrz. Przyjemny chłód omiótł moje ciało, pozostawiając po sobie gęsią skórkę. Oparta o balustradę, spoglądałam w dół, na główny plac zamkowy. Odczepiłam srebrną spinkę, do tej pory trzymającą moje włosy w ryzach. Teraz kaskady białych fal opadły na moje plecy, ramiona, piersi, przytrzymywane jedynie przez zdobny diadem... Zamknęłam oczy, pozwalając by wieczorny wiatr uwolnił mnie od gorąca sali. A jednak chwila ta zburzona została przez odgłos kroków na marmurowej posadzce. 

GABRIJELU?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz