wtorek, 7 sierpnia 2018

Od Gabrijela – Cd. Desiderii

 Słuchałem jej słów w milczeniu, ze spojrzeniem wbitym w jej stopy i rękoma splecionymi na piersi. Tylko nie patrząc na jej twarz mogłem jakoś opanować serce, walące coraz szybciej z każdą sekundą. Mimo, że stałem przed VII Wielkim Imperatorem Yarry I Ziem Jej Podległych, wiedziałem, jak kruchą w środku jest osobą. Że łatwo ją skrzywdzić. A jej mąż się z tym nie patyczkował. Przyłapałem się na przygryzaniu policzka do samej krwi, gdy poczułem jej metaliczny posmak na języku. Nawet nie potrafiłem sobie wyobrazić bólu, jaki przeżyła. Już nie mówiłem o fizycznym, bo Różyczka w końcu reprezentuje rasę Tendar. Ale o tym psychicznym. Cios, jakiego doznała, gdy dowiedziała się o śmierci synka. Jak tamten skurwiel w ogóle był w stanie podnieść rękę na kobietę? Już nawet nie żonę, którą właściwie powinien kochać i szanować. Na kobietę. Na tą, która była u jego boku już od wieku nastoletniego. Ba, dziecięcego! 
 Zacisnąłem dłonie w pięści, choć w ten sposób dając upust szargającej mną wściekłości. Wściekłości nie na Desiderię, nie na Annę, ni na strażników, którzy nie zdołali ochronić jej przed ciosem. Na jej męża, który powinien umierać zdecydowanie dłużej. Dłużej i boleśniej. Mimo to- podszedłem do ukochanej, zaciskając wargi w wąską linię. Objąłem ją mocno, jednak nie na tyle, by w jakikolwiek  sposób ją skrzywdzić. Zanurzyłem twarz w morzu srebrzysto-białych fal, tak pięknie pachnących różami. Kwiatami tak delikatnymi, jak ona. Delikatnymi, ale jednocześnie dumnymi, pnącymi się ku niebu.
 — Przepraszam, Desiderio.. — wyszeptałem w końcu przez zaciśnięte gardło. Słowa ledwo co przez nie przechodziły, jednak nie chciałem pokazać po sobie łamiącego się głosu. — Przybyłem za późno o kilka godzin. Gdyby nie czekanie na kapitana... Może Anvan wyszedłby z tego żywy... 
 Dopiero po wypowiedzeniu tych kilku, mało znaczących słów, odsunąłem się lekko od ukochanej, by móc spojrzeć na jej oblicze. Dłoń z jej wąskiej talii przeniosłem na policzek. Tak miękki, ciepły i delikatny.. 
 — Dowiedziałem się wszystkiego od Anny. Wtedy, na statku, powiedziała mi o śmierci Dziedzica. Początkowo nie wiedziałem, o kim do mnie mówi. Ale później... Później Tobias pocieszał mnie całą drogę. Pierwszy raz widział u mnie łzy, a ja sam się z tym nie kryłem. Z powodu straty syna, ale i tego, w jakim byłaś stanie. Martwiłem się o ciebie tak mocno, że niemalże pobiłem się z kapitanem, gdy nie chciał wpuścić mnie do twojej kajuty.. — dodałem wiąż tym samym, cichym tonem. 
 Drugą ręką zaś odważnie sięgnąłem ku największej z blizn, delikatnie gładząc ją kciukiem. Śmiałości przypływało coraz to więcej, gdy podniosłem kobietę tak, jak wczorajszego wieczoru. Usadziłem ją na jej łóżku i pochyliłem się tuż przy bladych udach, naznaczonych wąziutkimi, pionowymi paseczkami. Jedną z dłoni ułożyłem na miękkim materacu, drugą zaś na boku nogi ukochanej. I musnąłem wargami każdą bliznę z osobna. Dokładnie, by nie pominąć żadnej z nich. Nawet tej najmniejszej.

DESIDERIO?
Ach, atak na Twe nóżki ;-;

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz