piątek, 17 sierpnia 2018

Od Desiderii c.d. Gabrijela

 Chłód wierzchniej warstwy opancerzenia przebijał się przez cienki materiał królewskiego stroju, mieszając się z gorącem bijącym od reszty ciała mężczyzny. Oparłam się policzkiem o jego pierś, szukając tego znajomego ciepła, które pokochałam jeszcze jako dziewczynka, dopiero co poznająca świat. Mówił o pogrzebie, poczęciu i adopcji, przez co biedne, zmęczone serce biło coraz to mocniej. Lecz nie nieprzyjemnie, a kojąco, niczym balsam nakładany na niewidzialne rany. Te na duszy goiły się najdłużej, przekonałam się o tym już podczas rekonwalescencji u kuzyna, kiedy Anna opowiadała mi o wszystkim, co stało się w Yarrże, otwierając kolejne szufladki mojej pamięci. Słowa pocieszenia raniły najmocniej, często rzucane bezmyślnie, byleby spełnić obowiązek dobrego znajomego, mającego gdzieś cierpienie drugiej osoby. Udowodniłam to Haemu już w pierwszym tygodniu po rozpoczęciu rehabilitacji, kiedy w przypływie nagłej złości rzuciłam w niego doniczką. Z tego zdarzenia najbardziej szkoda mi fiołków, tak ładnie zakwitły.
 Skuliłam się w sobie z własnej woli, chciałam poczuć się jak najmniejsza, zmieścić w ramionach ukochanego bez zważania na moje spore gabaryty. Podkuliłam nogi prawie do samego brzucha, uważając, by nie zabrudzić schludnego umundurowania Gabrijela. Jeszcze narobiłabym mu jakichś problemów u Mistrza. Objęłam je lewą ręką, prawą wyciągając w górę, ku przyjemnie szorstkiemu policzkowi, przyozdobionemu powoli rosnącymi włoskami. Nawet nie miał czasu na ogolenie się, znów zaskarbiłam sobie zbyt wiele uwagi.
 — Jak najbardziej jestem za pogrzebem. Przynajmniej jeden rozdział zostałby zamknięty, przynajmniej na ten moment.— Kiwnęłam głową, przytakując swoim słowom. Jednak spotkałam się jedynie z niemym pytaniem, wyrażonym przez jego oczy.— Po ostatniej z obrad, za miesiąc najprawdopodobniej zostanie wysłana ekspedycja. Czuję się zobowiązana do uczestniczenia w niej, choćby dla Anvana i Dary. Ktoś musi zadbać o pochówek zgodnie z tradycją, nawet jeśli do ziemi miałyby trafić nagie kości. Od tamtego momentu już wszystko powinno pójść właściwą drogą... I wtedy może w końcu przestaną męczyć mnie koszmary.
 Ostatnie ze zdań wypowiedziałam szeptem, zupełnie ignorując ściskanie w gardle. Już nie miałam powodu do ukrywania czegokolwiek przed mężczyzną. Tak, chciałam go chronić, ale dzisiaj udowodniono mi, że nawet najsłodsze kłamstwa ranią gorzej od okrutnej prawdy.
 — Poza tym... Myślisz, że w miejscowym sierocińcu potrzeba pomocnych rąk? Jestem tutaj zaledwie od wczorajszego poranka, ale już nie mogę znaleźć sobie miejsca. A w ten sposób przynajmniej przydałabym się na coś więcej, niż tylko wprawianie innych w zakłopotanie.— Jeden, niezręczny uśmiech mówił więcej, niż ja byłam w stanie.
 Potrzebowałam absorbującego zajęcia, kiedy on dostanie wezwanie na misję lub polecenie bawienia się w strażnika, jak dzisiaj. Anna już dawno sugerowała mi, że praca z dziećmi mogłaby pomóc mi w porzuceniu przeszłości, więc może...

GABRIJELU?
Taka dobra duszyczka z tej Desi XD A długość powala, wiem ;-;

środa, 15 sierpnia 2018

Od Gabrijela — Cd. Desiserii

Oparłem kolano o kraniec łóżka, przy dolnej części ud Desiderii. Zaś ręce ułożyłem na jej plecach, na ciepłej skórze, niezasłoniętej jasnym materiałem jej stroju. Posłałem jej uśmiech, ciepły; jakby troskliwy i opiekuńczy. Miałem szczerą nadzieję, że nie odebrała mojego gestu jakoś dwuznacznie. Nie chciałem inicjować zbliżenia między nami. Jeszcze nie. Jeszcze zbyt wcześnie. Jeszcze nie jest gotowa. Po prostu westchnąłem cicho, wyczuwając właśnie w tym westchnieniu dziwną nutę ulgi, pomieszanej z dozą radości. Radości tym, że Różyczka nie będzie się już zadręczać tym, co się stało. A przynajmniej taką miałem nadzieję.
— Jeśli... Jeśli kiedyś zechcesz... — zacząłem, przypominając sobie słowa młodszej siostry i spojrzałem wprost w te piękne, jasne oczy. — Insomnia będzie mogła odprawić symboliczny pogrzeb. Jako zielarka ma stały kontakt z kapłanami, przez co nauczyła się niektórych z nich zwyczajów.
Nie byłem pewien, czy moja ukochana się na to zgodzi. W końcu wiązało się to z rozdrapaniem starych ran kolejny raz. Kolejny, ale być może i ostatni. Na moment odsunąłem się od niej, by po prostu usiąść obok i objąć ją czule swoim ramieniem. Jakby chcąc podzielić się z nią ciepłem. W przenośni, ale i dosłownie, bacząc na krój Yarrańskiego stroju, a także na to, że dzisiejszy dzień nie należał do wyjątkowo ciepłych. Musnąłem wargami jej skroń, o którą chwilę później oparłem się czołem i przymknąłem oczy, wręcz w wyrazie błogości.
— A o kolejnego potomka się nie martw. Jeśli cud się nie zdarzy... Jest wiele dzieci w sierocińcu, czekających na obdarzenie ich miłością. Tylko pamiętaj, moja Różyczko, nie jestem, jak Helevorn. Chcę od ciebie jedynie miłości, szczerej i nieprzymuszonej. Moje uczucia względem ciebie się zmieniły — westchnąłem cicho, jakby chcąc ją lekko wystraszyć. — Przez te dwa lata pokochałem cię jeszcze mocniej, a miłość ciągle i ciągle rośnie. Z każdym dniem. Godziną. Minutą. Sekundą. Nie chcę, byś myślała, że oczekuję od ciebie tego, że wydasz na świat kolejne dziecko — wyszeptałem miękko, trącając nosem jej policzek.
Wolałem się upewnić, że Desideria wie, jaka jest sytuacja. Bałem się tego, jakim byłbym ojcem. Zwłaszcza, że swojego biologicznego nie było dane mi zapamiętać. Ani jego, ani matki. Matki, która z opowiadań Insomnii, była niezwykle czuła i opiekuńcza. Do czasu, gdy z drugim mężem zmarła na morzu, podczas sztormu. Kilka miesięcy po tym wydarzeniu, jej córka zawitała w stolicy. I poznaliśmy się właściwie przez przypadek, kiedy to pomogłem jej zanieść całą papierologię do domu, kilkaset metrów za zamkowym murami, w lesie nieopodal morza. Poczułem z nią dziwną więź, mimo, że widziałem ją wtedy pierwszy raz w życiu. Jednak więź zupełnie inną, niż ta, która połączyła mnie nicią przeznaczenia z kobietą spoczywającą teraz w moich ramionach.
Ująłem ją oburącz w talii i usadowiłem na swoich nogach, pozwalając, by bokiem oparła się o moją pierś. Chciałem móc poczuć jej bliskość, przyjemne ciepło i ten niesamowity zapach róż. Tak inny, od wszystkich podrabianych perfum, które czuć przechodząc obok arystokratek. W prawą dłoń chwyciłem delikatnie jasne, falowane pasmo. Tak niesamowicie miękkie i aksamitne w dotyku... Musnąłem je wargami, w podobnym geście, co blizny na jej udach. Pełnym troski, ale jednocześnie czułości i łagodności.


DESIDERIO?
Chaos i długość ;----;

piątek, 10 sierpnia 2018

Od Desiderii c.d. Gabrijela

 Przez cały ten czas wiedział o wszystkim, co zaszło podczas tamtego feralnego popołudnia, a mimo to milczał, czekał, aż będę gotowa wyznać mu prawdę. Tę, której nie znała nawet Anna. Przyłożyłam przedramię do czoła, czemu towarzyszyło cichutkie brzęczenie ozdóbek. Ciało płonęło żywym ogniem, za każdym razem, gdy czułam subtelny dotyk jego pełnych ust, przywołując wspomnienia sprzed lat. Zdecydowanie niepoprawne, biorąc pod uwagę to, że w postępowaniu Gabrijela nie wyczuwałam ani nutki pożądania, jedynie czystą miłość i akceptację wszystkich moich wad. Byłam mu za to wdzięczna, bowiem nie wiedziałam, czy mogłabym oddać mu się raz jeszcze, po zaledwie kilkunastu godzinach od przyjazdu. Nie, teraz pragnęłam jedynie jego bliskości, nieskażonej grzechem cielesności. Podniosłam się, przyglądając mu z nieskrywanym zaciekawieniem i rozczuleniem. Jak zawsze starał się ze wszystkich sił.
 Ułożyłam dłonie na jego szorstkich, uroczo zaróżowionych policzkach, kiedy tylko skończył obdarzać mnie tą drobną pieszczotą. Chciałam ponownie zanurzyć się w różnokolorowych tęczówkach, ujrzeć ten charakterystyczny uśmiech. Sama uniosłam kąciki ust, na widok jego miny- zupełnie, jakby i on czekał na tę chwilę od miesięcy. Delikatnie przyciągnęłam go ku sobie, nawet nie używając siły, bowiem dobrze wiedział, co chciałam zrobić. Pozwoliłam, by jego ręka pozostała na udzie, bezwiednie sunąc nieco w górę. Tam, gdzie tylko on mógł mnie dotknąć.
 Nikt inny.
 Nigdy więcej.
 Musnęłam jego wargi tak, jak dzisiejszego poranka, pozostawiając po sobie lekki niedosyt, przynajmniej taką miałam nadzieję. Uwielbiałam droczyć się z nim na każdy możliwy sposób. Słownie, czynami, czasami nawet nieświadomie. Lewa dłoń sunęła w dół, opuszkami palców wytyczając niewidzialną ścieżkę od policzka, do dolnej granicy jego szyi. Reszta ciała zasłonięta była przez uniform gwardzisty. Ale to dobrze, tak być powinno.
 — Nie rań się więcej, Cierniu—  wyszeptałam, oddechem drażniąc jego nieco spierzchnięte usta. Te same, w których wyczułam smak krwi, wybijający się nawet pośród tego słodkawego, naturalnego, tak dobrze mi znanego.— Nie cofniemy czasu. Nie zmienimy przeszłości. Nie wskrzesimy zmarłych. Anvan zawsze będzie przy nas, kochanie, dopóki pamięć o nim trwa, a nawet jeśli kiedyś zapomnimy, zajęci innymi pociechami...— Przerwałam, walcząc sama ze sobą.— Jeśli kiedykolwiek zdarzy się cud i wydam na świat kolejnego potomka, to pierworodny i tak pozostanie w naszych sercach. Skryty przed okrutną rzeczywistością, obserwujący swoich rodziców, jako jeden z aniołów stróży. Bowiem miłość rodziców nigdy nie przemija. Więc nie obwiniaj się, nie zadręczaj, nie rań, tylko o tyle mogę prosić...

GABRIJELU?
Jakaż wylewna się zrobiła :')

wtorek, 7 sierpnia 2018

Od Gabrijela – Cd. Desiderii

 Słuchałem jej słów w milczeniu, ze spojrzeniem wbitym w jej stopy i rękoma splecionymi na piersi. Tylko nie patrząc na jej twarz mogłem jakoś opanować serce, walące coraz szybciej z każdą sekundą. Mimo, że stałem przed VII Wielkim Imperatorem Yarry I Ziem Jej Podległych, wiedziałem, jak kruchą w środku jest osobą. Że łatwo ją skrzywdzić. A jej mąż się z tym nie patyczkował. Przyłapałem się na przygryzaniu policzka do samej krwi, gdy poczułem jej metaliczny posmak na języku. Nawet nie potrafiłem sobie wyobrazić bólu, jaki przeżyła. Już nie mówiłem o fizycznym, bo Różyczka w końcu reprezentuje rasę Tendar. Ale o tym psychicznym. Cios, jakiego doznała, gdy dowiedziała się o śmierci synka. Jak tamten skurwiel w ogóle był w stanie podnieść rękę na kobietę? Już nawet nie żonę, którą właściwie powinien kochać i szanować. Na kobietę. Na tą, która była u jego boku już od wieku nastoletniego. Ba, dziecięcego! 
 Zacisnąłem dłonie w pięści, choć w ten sposób dając upust szargającej mną wściekłości. Wściekłości nie na Desiderię, nie na Annę, ni na strażników, którzy nie zdołali ochronić jej przed ciosem. Na jej męża, który powinien umierać zdecydowanie dłużej. Dłużej i boleśniej. Mimo to- podszedłem do ukochanej, zaciskając wargi w wąską linię. Objąłem ją mocno, jednak nie na tyle, by w jakikolwiek  sposób ją skrzywdzić. Zanurzyłem twarz w morzu srebrzysto-białych fal, tak pięknie pachnących różami. Kwiatami tak delikatnymi, jak ona. Delikatnymi, ale jednocześnie dumnymi, pnącymi się ku niebu.
 — Przepraszam, Desiderio.. — wyszeptałem w końcu przez zaciśnięte gardło. Słowa ledwo co przez nie przechodziły, jednak nie chciałem pokazać po sobie łamiącego się głosu. — Przybyłem za późno o kilka godzin. Gdyby nie czekanie na kapitana... Może Anvan wyszedłby z tego żywy... 
 Dopiero po wypowiedzeniu tych kilku, mało znaczących słów, odsunąłem się lekko od ukochanej, by móc spojrzeć na jej oblicze. Dłoń z jej wąskiej talii przeniosłem na policzek. Tak miękki, ciepły i delikatny.. 
 — Dowiedziałem się wszystkiego od Anny. Wtedy, na statku, powiedziała mi o śmierci Dziedzica. Początkowo nie wiedziałem, o kim do mnie mówi. Ale później... Później Tobias pocieszał mnie całą drogę. Pierwszy raz widział u mnie łzy, a ja sam się z tym nie kryłem. Z powodu straty syna, ale i tego, w jakim byłaś stanie. Martwiłem się o ciebie tak mocno, że niemalże pobiłem się z kapitanem, gdy nie chciał wpuścić mnie do twojej kajuty.. — dodałem wiąż tym samym, cichym tonem. 
 Drugą ręką zaś odważnie sięgnąłem ku największej z blizn, delikatnie gładząc ją kciukiem. Śmiałości przypływało coraz to więcej, gdy podniosłem kobietę tak, jak wczorajszego wieczoru. Usadziłem ją na jej łóżku i pochyliłem się tuż przy bladych udach, naznaczonych wąziutkimi, pionowymi paseczkami. Jedną z dłoni ułożyłem na miękkim materacu, drugą zaś na boku nogi ukochanej. I musnąłem wargami każdą bliznę z osobna. Dokładnie, by nie pominąć żadnej z nich. Nawet tej najmniejszej.

DESIDERIO?
Ach, atak na Twe nóżki ;-;

piątek, 3 sierpnia 2018

Od Desiderii c.d. Gabrijela

 Dotyk jego ust wzbudził we mnie sprzeczne uczucia, jedynie podsycając emocje ostatnich minut. Od skrajnego zaskoczenia, spowodowanego przez obawę o to, że mógłby mnie obudzić, aż po przyjemność, gdy dane mi było ponownie poczuć słodki smak pełnych warg. Tak miękkich, za każdym razem kojących poszarpane nerwy. Posłusznie ułożyłam ręce na brzuchu, zaś powieki opadły niemalże natychmiastowo, pogrążając mnie w morzu czerwieni i pomarańczu. Oparłam policzek o chłodny napierśnik, z ledwością powstrzymując się od uniesienia kącików w błogim uśmiechu. Pomimo tego, w jakim znajdowaliśmy się położeniu- już jako szesnastolatka wiedziałam, że potrzebowałam dotyku tych szorstkich, spracowanych dłoni, przyjemnego zapachu, przez który policzki nabierały zdrowych rumieńców. 
 Mimowolnie skuliłam się, gdy głosy mieszkańców i pracowników zamku stały się o wiele wyraźniejsze, wręcz raniąc słuch wyostrzony przez wyeliminowanie zmysłu wzroku. Nie wiem dlaczego, lecz zwyczaje, widoki i mnogość nieznanych osób przyprawiały mnie o ciarki na plecach, jakby zaraz coś miało się stać. Bowiem tak naprawdę niczym nie różniłam się od zwykłych posługaczek, tak naprawdę mających większe prawo do życia, niż ktoś mojego pokroju. Przynajmniej do momentu, w którym pierwszy raz dane mi było spotkać jasnowłosego młodzika, niewiele starszego ode mnie. Tego, w którego ramionach przyszło mi spoczywać. Czułam na sobie wzrok przechodniów, słyszałam ich ciche podszeptywania, z których jeszcze tego samego dnia miały narodzić się nowe plotki. Plotki o gorącym romansie władcy obcego kraju z prostym gwardzistą, wznieconym na powrót przez jedną ze stron. Drażniące mojego ukochanego, lecz mające w sobie wiele prawdy. Lekko podkoloryzowanej, ale jednak...
 Uwolniłam się z jego objęć, miękko lądując na podłodze obłożonej płytkami. Bez zbędnych słów, formalności czy innych głupot. Gdzieś obok przemknął służący lady Antre, która od zawsze twierdziła, że o wiele bardziej pasowałam do Ciernia, niż mojego zmarłego męża. Pomimo tego, że nigdy nie widziała Helevorna. Bez skrępowania splotłam nasze palce, popychając grube, zdobione drzwi do sypialni przygotowanej specjalnie dla mnie. Buchnął zapach róż, potęgowany przez narastający gorąc poranka. Usłyszałam jeszcze, jak jasnowłosy zamyka za sobą wrota. Wtedy też stanęłam do niego przodem, odganiając od siebie wstyd i niepewność. Ułożyłam jego dłoń na największej z blizn, której koniuszek wystawał zza zasłony beżowego materiału. Po boku, tuż przy łonie, odważnie patrząc w różnokolorowe tęczówki.
 — Wiedział o wszystkim. Od mojego wyjazdu do Eriwall, kiedy wróciłam do domu z bukietem róż i uśmiechem na ustach. Pobił, zniszczył kwiaty, na koniec wykorzystał. Z resztą nie pierwszy raz, przecież to moja wina, że był tak beznadziejny, że nie mógł mieć dzieci, że go nie kochałam. Na wieść o ciąży, zaczął węszyć, doszukiwać się spisków i zdrady, znikał na długie godziny, powracając w stanie bliskim szaleństwu. Karał za każdy, nawet najmniejszy ruch. Po porodzie...— Przerwałam na moment, by móc zaczerpnąć oddech, dodać sobie odwagi, odgonić łzy. To przeszłość, powinna być ci obojętna.— ... było już za późno, bym mogła powstrzymać machinę zagłady. Wpadł do sypialni, z mordem w oczach. Wrzeszczał, bym oddała mu chłopca, nie szczędząc przy tym wyzwisk. Poczułam tylko pierwsze pchnięcie, reszta umknęła mojej uwadze. Broniłam mojego... Nie, powiem to otwarcie. Broniłam naszego syna do momentu, gdy dopadła mnie ciemność. Potem Anna szepnęła, że Anvan nie żyje, a ja mam nie wyrywać się z jej objęć, inaczej skończy się to tragicznie. Resztę znasz...

GABRIJELU?
Cóż, powiedziała wszystko~

czwartek, 2 sierpnia 2018

Od Gabrijela – Cd. Desiderii

 Westchnienie samo wyrwało się z moich ust, gdy tylko usłyszałem tłumaczenia srebrnowłosej. Spojrzenie automatycznie skierowało się w dół, na jej splecione dłonie. Na palce, niemalże zbielałe od kurczowego zaciskania. Ułożyłem delikatnie rękę na jej plecach, chcąc jakoś w ten sposób uspokoić Różyczkę, zapewnić, że wszystko jest w porządku. Na nic więcej nie mogłem sobie pozwolić. Przynajmniej nie tutaj, na korytarzu, gdzie każdy może się zjawić. Włącznie z jej sparciałym do bólu kuzynkiem. 
 – Odprowadzę jaśnie panią do pokoju, Imperator – odezwałem się profesjonalnym tonem, kątem oka dostrzegając spojrzenie jednej ze służek. – I przyniosę pani wody, by choć trochę mogła się pani lepiej poczuć.
 Gdy tylko młoda dziewczyna nas minęła, upewniłem się, że nikt inny się nie zbliża. Wtedy też objąłem swoją damę w talii, podnosząc ją jak wczorajszego wieczoru i delikatnie ucałowałem jasne, alabastrowe czoło kobiety. Tym samym dałem jej niewerbalny znak tego, by się nie denerwowała, nie przejmowała. W końcu nie miała już wpływu na wydarzenia z przeszłości. Nawet ona, tak silna i odważna. 
 – Odpowiadając na twoje wcześniejsze pytania.. Słyszałem większość twojej wypowiedzi, gdy tamten odpadł. Tobias tak samo. Ale on był zbyt zajęty opieką nad Nicolasem, by zwrócić na to uwagę. A przynajmniej na to wyglądało – wymruczałem wprost do jej ucha, by mieć pewność, że tylko Desideria usłyszy moją wypowiedź. – I wybacz mi tamtą formalność. Wiesz, ściany mają uszy. I, niestety, służki też. A nie chcę ci robić problemów. 
 Kończąc swój krótki monolog, cicho westchnąłem poprawiając chwyt przy udach jasnowłosej. Jednak nie patrzyłem na jej blizny. Jeszcze nie teraz. Chciałem, by Różyczka się na to przygotowała. By w końcu mogła mi to opowiedzieć bez zająknięcia się; bez niepotrzebnego strachu, czy wstydu. Przyspieszyłem nieco kroku, schodząc w dół, ku korytarzowi na parterze, by stamtąd ruszyć do mieszkalnej części zamku. Na mojej twarzy gościł leciutki, niemalże niezauważalny uśmiech. Tylko dlatego, by jeszcze bardziej nie martwić Desiderii. 
 – A teraz panienka zacznie udawać słabą, bo się będzie tutaj roić od służby, szlachty i innych parobków – wymruczałem jeszcze, nim znaleźliśmy się w tłocznych korytarzach. 
 I korzystając z chwili sam na sam- musnąłem ustami jej ciepłe, miękkie wargi. Króciutko, acz z uczuciem i troską. Dopiero po tym pchnąłem grube, drewniane wrota, oddzielające część mieszkalną zamku od tej reprezentatywnej. 

DESIDERIO?
Oj, oj, ale będzie dobrze, noo :C

poniedziałek, 30 lipca 2018

Od Desiderii c.d. Gabrijela

 Ułamek sekundy, jedno ukradkowe spojrzenie i galopujące serce. Blade policzki, z których odpłynęły zdrowe kolory. Znałam mimikę jego twarzy tak dobrze, że potrafiłam wychwycić nawet najmniejsze zmiany, zwłaszcza w różnokolorowych oczach. Zakwitł w nich niewypowiedziany ból, wręcz krzyczący o potwierdzeniu moich obaw. Lecz kiedy miałam mu opowiedzieć o tym wszystkim, skoro każdy z listów sprawdzany był przez mojego drogiego kuzyna, tłumaczącego się sprawdzaniem i korektą ewentualnych błędów? Podczas naszego pierwszego spotkania po tak długim czasie? Zasłużyłabym na miano największego potwora, gdybym zrobiła to, kiedy Gabrijel wręcz promieniał szczęściem. Wtedy po prostu starałam się odegnać wszelkie negatywne myśli, ciesząc się bliskością ukochanego. Tak długo, jak tylko mogłam, zupełnie nie bacząc na konsekwencje mojej ignorancji, wręcz egoistycznie ignorując głos rozsądku, za co przyszło zapłacić mi w ciągu tych kilku minut.
 Spojrzenie, wcześniej z zaciekawieniem obserwujące każdą postać z osobna, teraz skierowane zostało na nieskazitelny blat, jeszcze lśniący od szorowania przez służki. Ochota na uczestniczenie w zebraniu, obradach i sądzie, któremu pośmiertnie miał zostać poddany Helevorn, opuściła mnie w mgnieniu oka. Jak bardzo starałam się ukryć ten fakt, za zasłoną leciutkiego uśmiechu, zatroskanego wyrazu twarzy i nienagannej postawy. A jednak jeden z władców zdołał przejrzeć mnie na wylot, z resztą nie po raz pierwszy. Wręcz trupio zimna dłoń spoczęła na plecach zakrytych przez krwistą pelerynę, w geście niezauważalnym dla pozostałych. Zerknęłam w prawo, tylko po to, by ujrzeć zmartwione spojrzenie mojego drogiego przyjaciela. Bez słów zrozumiałam jego intencje i to, co chciał mi przekazać. Powinnaś odpocząć, okropnie wyglądasz. Ty i twój książę z bajki, przecież zauważyłem. Mogę wcisnąć im bajeczkę, jeśli tylko zechcesz... Kiwnęłam leciutko głową. Władca Freymere postał, a w pomieszczeniu nagle zapadła wręcz grobowa cisza.
 — Lady Desiderię dopadła słabość, apeluję o dokończenie obrad bez niej, zaś oficjalne ogłoszenie wyniku przełożyć na przyszłotygodniowe zebranie. Gwardzisto, dopilnuj, by Wielka Imperator trafiła bezpiecznie do swojej kwatery.
 Nie czekając na odpowiedź ze strony zgromadzonych, wstałam ze swojego miejsca, niby gotowa upaść w każdej chwili. Wyćwiczonym przez lata chwiejnym krokiem ruszyłam ku drzwiom, jednocześnie uśmiechając się porozumiewawczo do Gabrijela. Niby jakbym mu dziękowała, jednak skrycie przekazałam mu jedno tylko słowo- spokojnie. O własnych siłach przeszłam zaledwie kilka kroków, pozwalając Gabrijelowi przytrzymać moje ciało, pozornie przelewające się przez ręce. Odezwałam się zaraz po wyjściu z pomieszczenia, gdy grube drzwi odcięły nas od władców, pozostawiając samych na pustym korytarzu. Wtedy też wyprostowałam się, odważnie patrząc w różnokolorowe tęczówki. Ufnie, a jednak pokornie.
 — Słyszałeś wszystko, prawda? Przepraszam, powinieneś dowiedzieć się o tym jako pierwszy... Ale tak bardzo cieszyłam cię, że znów mogę być przy tobie, że... Ja... Nie miałam odwagi... Bo... Wspomnienia... I blizny... One tak okropnie wyglądają... Przypominają o tylu rzeczach...— dukałam, tak naprawdę niepewna tego, jak miałabym mu wyznać wszystkie obawy, które targały mną od momentu opuszczenia statku.— Nie chciałam, byś znów tłumił w sobie smutek... Tylko dlatego, że zostały ślady... I mam gdzieś, że ktoś może nas zobaczyć czy usłyszeć... Przecież to chore, że musimy skrywać uczucia, które nas łączą...
 Splotłam swoje dłonie tuż przy łonie, tak bestialsko potraktowanym przez Helevorna, splamionego nie tylko krwią, ale i okropnymi, białymi liniami. Liniami widocznymi przez wycięcia w beżowym materiale, odsłaniające sporą część boków bioder.

GABRIJELU?
O ho ho, taktyczny wycof z obrad i niespodziewany sojusznik XD