sobota, 30 czerwca 2018

Od Gabrijela – Cd. Desiderii

  Nagły podmuch poderwał w górę poły materiałów, ukazując jasne, smukłe nogi ukochanej, ale też przez chwilę ranę na moim boku. W duchu miałem nadzieję, że ta niczego nie zauważyła i, jak gdyby nigdy nic, wkradłem się z panienką na salę balową. Bynajmniej nie dlatego, by oddać się tańcu, a by przemknąć między wirującymi parami. Festiwal miał trwać jeszcze kilka dni. Stąd postanowienie, że jutrzejszego wieczoru przybędę tu wraz z nią, jako partnerką. Teraz jednak wędrowałem z Czarną Damą przez chłodne korytarze i przytulałem ją do swojej piersi, by zapewnić choć krztę ciepła. Z ulgą zauważyłem, że na jej twarzy maluje się uśmiech. Uśmiech, do którego tęskno mi było tyle czasu, i uśmiech, dla którego straciłem głowę. Na samo wspomnienie miłych chwil, spędzonych na wspólnym wpatrywaniu się w gwiazdy i wzajemnym wrzucaniem się do wody, kąciki ust mimowolnie się podniosły. Jednak wzrok służki przywrócił mnie do teraźniejszości. Chcąc umknąć oczom szlachty, a przede wszystkim apodyktycznego kuzyna panienki, skręciłem nagle w prawo– pozornie wprost w ścianę, skrytą za srebrną kotarą. Jednak nie uderzyłem z jasnowłosą w mur. Wręcz przeciwnie. Znaleźliśmy się w korytarzu, dawno zapomnianym zarówno przez mieszkańców zamku, jak i samego władcę. Zaskoczenie w spojrzeniu Desiderii sprawiło, że z moich ust wyrwał się cichy śmiech.
 – Korytarz prowadzi wprost do wschodniego skrzydła. Pamięta o nim tylko kilka osób. W tym ty, od tego momentu – wymruczałem cichutko, wprost do jej ucha. – Jest do niego parę wejść. Więc jeśli kiedyś chciałabyś wymknąć się do mnie niezauważona..
 Kończąc wypowiedź uśmiechnąłem się znacząco do ukochanej, jakby pozwalając jej na zobaczenie tego oczyma wyobraźni. Może mi się wydawało, ale chyba dostrzegłem wtedy nikły rumieniec na jej policzkach..
 Stopą odsunąłem gruby, ciemny materiał zasłony, nie martwiąc się o ewentualnych świadków. No, przynajmniej nie na tym piętrze. Szybkim ruchem wyszedłem z jasnowłosą na korytarz, jeszcze ją nieco podrzucając, by poprawić chwyt. Dopiero wtedy ruszyłem spokojnym krokiem ku znajomym drzwiom, dokładnie naprzeciw kotary.
 – Czyń honory, moja miła – wyszeptałem, głową wskazując na klamkę. – Klucz jest w kieszeni.

DESIDERIO? ( ͡° ͜ʖ ͡°)

piątek, 29 czerwca 2018

Od Desiderii c.d. Gabrijela

 Jego bliskość. Ciepło. Dotyk... Wszystko to było znajome, a jednak dziwnie mi obce, przyprawiające o dreszcze ekscytacji, odganiające nieznośne łzy. W ciągu tych kilku jakże krótkich chwil, wspomnienia z minionych lat powróciły do mnie jeszcze wyraźniejsze, przypominające o dziecięcej fascynacji Vedalim spoza ścisłego kręgu kulturowego Cienistych Istot. Wcześniej zaledwie osiemnastoletniego podlotka, teraz pełnoprawnego mężczyzny. Tego, który budził sprzeczne sobie uczucia, powoli przeradzające się w coś naprawdę silnego Coś, czego nie dał rady zabić czas, ni despotyczny mąż i przysięgi składane podczas koronacji. To przy nim czułam się naprawdę piękna, ważna, potrzebna. To on, jako jedyny, był w stanie wzniecić płomień miłości, tlący się po dziś dzień, z każdą chwilą nabierający mocy.
 Otoczyłam jego szyję ramionami, odważnie patrząc w różnokolorowe tęczówki, a płacz odszedł w zapomnienie. Te dwa drobne zwierciadła burzyły obraz stoickiego spokoju gwardzisty, ukazując wszystko to, co próbował ukryć pod maską leciutkiego uśmiechu. Zdawały się wręcz wykrzykiwać jego szczęście, ale też tęsknotę, spowodowaną naszym przymusowym rozstaniem. Tymi długimi, bezpowrotnie utraconymi latami. Mleczne policzki zalały się różem, gdy usta Gabrijela dotknęły mojego czoła, w geście przywodzącym na myśl muśnięcie motylich skrzydeł. Skoczna, radosna melodia pochłaniała wszelkie odgłosy dusznej sali, wręcz idealnie wpasowując się w mój nastrój. Odważyłam się na dotknięcie jego policzka wierzchem dłoni, z ciesząc się jak dziecko, gdy poczułam znajomą szorstkość po palcem.
 — Spokojnie, cierniu, suknia nie jest niezastąpiona. Równie dobrze mogę zmienić ją na twoją koszulę— odparłam, a w głosie zabrzmiała zadziorna nutka, lecz równie szybko przywdziałam maskę powagi.— Ale najpierw powinieneś odpocząć po misji, musisz być zmęczony.
 Powiew wiatru, najmocniejszy ze wszystkich poderwał krwistą suknię, wraz z czarną peleryną, do szaleńczego tańca. Mogłabym przysiąc, że kątem oka dostrzegłam posokę, gdy próbowałam opanować materiał niebezpiecznie sunący w górę, odsłaniając niemalże białą skórę nóg i czarne pantofelki. Choć może to tylko złudzenie, zagubiony kawałek spódnicy...

GABRIJELU?

wtorek, 26 czerwca 2018

Od Savey

„Godzina 19, tak słońce mi mówi” przeleciało mi przez myśl, gdy podniosłam wzrok na błękitne niebo. Lecz tak na prawdę patrzyłam na świat zupełnie innymi oczyma. Moje nogi niosły mnie przez lasy aż do małego miasta. Patrzyłam w zapłakane oczy mojej przyjaciółki, sama przeżywając wewnętrznie każdy niezależny gest. „Jak ja się tu znalazłam...?” - za każdym razem zadaje sobie to pytanie. Widziałam diabelskie oczy odbijające się w mokrych od łez ślepcach mojej kompanki. Zilendor potęgował nasze cierpienie, katując Amlenije kolejnymi ciosami. Gdybym mogła go powstrzymać nie stałabym w tym miejscu. Walczyłam z odgórną mocą, błagałam, korzyłam się lecz to zupełnie nic nie dało. Wręcz przeciwnie, obdarowano mnie bólem niegodnym nawet największych zbrodniarzy, lecz gdybym to ja panowała nad wlasnymi ruchami, można byłoby tak stwierdzić. Gdybym mogła wyszeptać tylko ciche przepraszam... Gdybym mogła wytłumaczyć, lecz to nigdy nie będzie mi dane. Przedstawienie trwało bardzo długo, jakby było jedną ze sztuk wystawianych przez gladiatorów w Rzymie. Nóż mocno zaciśnięty w mej dłoni, wbił się w delikatną szyję elfickiej arystokratki. Razem z nią upadłam i ja, pogrążona w stanie niemożliwym do dokładnego opisania. Łzy spływały niczym cienkie wodospady, mocząc gorące policzki. Podniosłam się do pozycji klęczącej, pochylając się nad ciałem brunetki. Jedną z moich dłoni ułożyłam na jej czole. Wpatrywałam się w jej oczy, starając się znaleźć w nich jeszcze duszę, lecz nie będę się oszukiwać, to niemożliwe. Ułożyłam głowę na jej klatce glosno szlochając. W tym momencie moje serce było znowu rozdarte, ta rana jednak nigdy się nie zabliźni. Straciłam najbliższa mi osobę, dziewczynę z którą wychowywałam się od kołyski. Przesunęłam dłonią po jej twarzy, palcami zamykając jej oczy.
- Przepraszam... wybacz mi.. - szlochałam głośno.
Przyznam nigdy jeszcze tak bardzo nie dałam ponieść się emocjom, szloch momentalnie zamienił się głośny ryk, nie umiałam tego powstrzymać. Powoli nie radziłam sobie w narastającej samotności, codziennie obserwując swoje kolejne mordercze kroki. Zilendor nie starał się mnie w tym oszczędzać, wręcz przeciwnie. Brakowało mi pomocy ze strony przyjaciół, lecz na czyją pomoc można liczyć gdy traci się ich co dnia..? Nie wiem jak długo płakałam nad ciałem elfickiej arystokratki, jednak zaczęło się już ściemniać. Dzisiaj jednak nie starałam się rozwiązywać swoich własnych problemów, nie byłam w stanie. Złapałam rękojeść ostrza, by wyciągnąć je z delikatnego ciała. Spojrzałam na swoje zakrwawione dłonie, ściskając sztylet w jednej z nich. Samoistnie opadły na białą szatę damy. Poczułam jak znowu ktoś powolnie przejmuje nade mną władzę,jednak mam jeszcze minutę by panować nad własnymi ruchami. Mój wzrok powolnie wędrował po konarach drzew, przez co dopiero teraz zauważyłam, że ktoś mnie obserwuje, owinięty w brązowe szaty. Pokręciłam jedynie przecząco głową, patrząc się w skryte cieniem złote oczy. Krzyknęłam czując jak tracę zupełną kontrolę, a nadludzka siła podnosi mnie na proste nogi. Widziałam jedynie delikatne zdziwienie na twarzy męźczyzny, gdy z pewnością w tym momencie moje oczy zmieniły kolor. Nóż kręcił się swobodnie w moich palcach, usłyszałam szyderczy, wręcz diabelski śmiech a z ust na sile wyrwały się słowa:
- Chcesz się zabawić?
[Lu?]

poniedziałek, 25 czerwca 2018

Od Gabrijela – Cd. Desiderii

 Wieczorną ciszę burzyły mocniejsze podmuchy wiatru. I cichy płacz ukochanej, przez który nawet w moich oczach pojawiły się łzy. Objąłem rozdygotaną kobietę, przyciągając ją do siebie nieco mocniej, by podarować jej choć krztę ciepła. Dłoń, wcześniej znajdująca się na jej plecach, teraz zagościła na głowie, gładząc uspokajająco jej srebrne, delikatne pasma. Chciałem coś powiedzieć, jakoś uspokoić swoją panią. Ale wiedziałem, że gdy otworzę usta, nie zapanuję dłużej nad pieczeniem pod powiekami. Temu też milczałem, jednak z twarzą wykrzywioną w lekkim uśmiechu.
 Trwaliśmy tak kilka dobrych minut, które zdały się upłynąć w ciągu kilku uderzeń serca. Jednak nieprzyjemne mrowienie w prawym boku boleśnie przypomniało o biegnącym czasie. Temu też niechętnie odsunąłem się od swojej ukochanej, kciukiem ścierając kryształową łzę z jej aksamitnego policzka. Podniosłem się z kolan, pomagając wstać jasnowłosej. Ale nie pozwoliłem jej nogom zbyt długo dotykać posadzki. Całkowicie ignorując ranę na boku, wziąłem ją na ręce. Tak, jak kilka lat temu. Uśmiech ponownie zagościł na moje usta, gdy poczułem jej przyjemne ciepło i woń ulubionych róż. Jak na zawołanie, muzyka znów zaczęła płynąć z sali, całkowicie zakłócając miłą ciszę. Jednak bliskość damy serca jednocześnie wzbudziła we mnie zakłopotanie. Idealnie czysta, mlecznobiała skóra i krwistoczerwona suknia narażone były na zbrudzenie przez kontakt z zakurzoną i zakrwawioną zbroją.
 – Mam nadzieję, że wybaczysz mi ewentualne plamy na swoim ubraniu, moja różyczko – wyszeptałem, nachylając się lekko nad jej twarzą. – W razie czego, jestem skłonny oddać ci coś swojego.. – dodałem zaczepnym tonem i musnąłem wargami jej czoło.
 Może choć trochę poprawię jej humor, przebiegło mi przez myśl. Stąd też mój uśmiech nieco się rozjaśnił. Wzrok zaś wbiłem w te, z pozoru chłodne, tęczówki, w których tak często kiedyś się zatracałem. Nadal mnie to nie dziwiło. Jej oczy przyciągały uwagę najbardziej. Nie zachowanie, nie tatuaże.. Oczy. Zwierciadła duszy, wyrażające tak wiele. Widziałem w nich łzy, radość i zaskoczenie. Strach, miłość, zakłopotanie.. Przytuliłem ją do siebie nieco mocniej, jakby bojąc się, że w każdej chwili może zniknąć. Znów, na długie miesiące. A nawet lata.

DESIDERIO?

sobota, 23 czerwca 2018

Od Desiderii c.d. Gabrijela

 Głośne uderzenia okutych butów, odbijające się echem wśród ścianek otaczających balkon, wpadające do sali balowej. Zamykające ciszę w swoich szponach, rozrywając ją na miliardy kawałeczków. Najwidoczniej nawet tutaj nie dane mi było zaznać upragnionego spokoju, ktoś zawsze musiał naruszyć resztki prywatności. Początkowo zignorowałam obecność przybysza, biorąc go za kolejnego z pijanych szlachciców, chcących zaszczycić mnie swoją osobą albo strażnika przysłanego przez nadopiekuńczego kuzyna. Mogłam wrócić do pokoju, przebiegło mi przez myśl, wtedy przynajmniej uwolniłabym się od nich wszystkich. Szelest ciężkiego materiału, ślizgającego się na jasnej posadzce. Dwa uderzenia serca dzieliły go od wypowiedzenia zaledwie dwóch słów. Zamarłam, z dłońmi ułożonymi na lodowatej balustradzie, przeszyta na wskroś jego spokojnym tonem. Tym, o którym śniłam nocami, błagałam bogów, by ponownie pozwolili mi go usłyszeć. Przecież jeszcze kilkanaście minut temu stwierdzono, że dzisiejszego wieczoru nie uraczy mnie swoim towarzystwem. Może... Może to głupi żart. Może...
 Uniosłam krwisty materiał, odwracając się przodem do tajemniczego przybysza, gotowa złoić za robienie mi nadziei. Nadziei, która teraz rozkwitła, niczym polne kwiaty wraz z nadejściem poranka. Oblany czernią od stóp, aż do barków, skryty pod przepastną peleryną. Skrył przede mną tak dobrze znane mi oczy, klęcząc z opuszczoną głową. Dziwnie odmienny, a jednak taki, jakim go zapamiętałam. Znów stałam się dla niego panią. Nie Desiderią, ukochaną czy Czarną Damą, a kolejną z arystokratek, przewijających się przez zamkowe mury. Czyżby zdążył zapomnieć o niemych przysięgach, składanych przed laty? Bliskości, owocującej narodzeniem się naszego pierworodnego, którego tak szybko kazano nam pożegnać? 
 Nawet nie zauważyłam, kiedy łzy żalu i szczęścia zaczęły znaczyć moje policzki, rozbijając się o marmur. Lecz wraz z nimi pojawił się wstyd, spowodowany bezsilnością sprzed kilku miesięcy. Nie miałam prawa tu być, ponownie zostać zaszczycona jego towarzystwem. Nie po tym, jak przegrałam walkę z wrogiem, tracąc tak wiele. Uniósł głowę, zapewne słysząc ciche pociągnięcia nosem. Ubrudzony pyłem, kurzem, trudami drogi, a jednak w jego oczach tliła się radość. Rozłożył ręce, jakby chciał zachęcić mnie do działania. Padłam na kolana, uderzając nimi o podłogę. Wpadłam w jego ramiona, pragnąc poczuć to dobrze znane mi ciepło, przyjemny zapach jego opalonej skóry. I właśnie wtedy zaskoczenie opuściło mnie, pozostawiając samą. Rozdygotaną. Zanoszącą się płaczem. Wtuloną w jasnowłosego. Skrywającą twarz za kurtyną długich fal. Wszystko to wydało mi się jedynie pięknym snem, w którym każde marzenie może się spełnić. 

GABRIJELU?

środa, 20 czerwca 2018

Od Gabrijela – Cd. Desiderii

  Dworskie światła widoczne były z oddali. Niektóre z nich unosiły się ku górze, ginąc gdzieś wysoko na niebie. Nawet z lasu wiadome było, że na zamku właśnie odbywa się bal. Ciszę burzyły jedynie świerszcze, skryte w trawach i głośne oddechy moich towarzyszy. Potrzebowali chwili przerwy, zwłaszcza po walce, której kompletnie się nie spodziewaliśmy. Ranni, głodni i zmęczeni, acz nadal dzielnie kontynuujący wyprawę. Nawet z kilkunastoma więźniami, zakutymi w prowizoryczny łańcuch. Moje spojrzenie ponownie przeniosło się na gmach, majaczący kilka kilometrów od leśnej ścieżki. Dzisiejszej nocy rozpoczynał się festiwal lata, który zawsze poprzedzało wystawne przyjęcie, na które zapraszano nawet głowy innych państw. Gdyby nie misja, zapewne byłbym teraz jednym ze strażników w dusznej sali balowej, pilnującym bezpieczeństwa pijanych i, czasem, bezczelnych gości. 
  Ciche szuranie po mojej lewej uświadomiło mi, że bezwiednie oddałem się ramionom snu. Towarzysze byli już na nogach; siodłali konie i upewniali się, że więzy nadal się trzymają. Podniosłem się z siadu, uparcie ignorując szczypanie w boku – tam właśnie zranił mnie jeden ze spętanych. Trzeba cię opatrzyć, doszło do moich uszu. Pokręciłem zdecydowanie głową, wchodząc na, przygotowanego już, Siwka. Obejrzałem się jeszcze za siebie, by zobaczyć, czy pozostali aby na pewno są gotowi do dalszej podróży. 
 Chłód nocy przyjemnie szczypał w rozgrzaną słońcem skórę. Cichy szum czarnej peleryny skutecznie utrzymywał świadomość w ryzach, nie pozwalając na zapadnięcie w sen. Zwłaszcza, że do zamku było już bliżej, niż dalej. Znacznie wyprzedziłem pozostałych gwardzistów, wiedząc, że już nic im nie zagraża – pełen galop otrzeźwiał lepiej, niż zimna woda. Tętent kopyt odbił się echem, gdy przejeżdżałem przez kamienną bramę. Zwolniłem końskie tempo, by strażnik się nie czepiał i puściłem się kłusem ku zamkowym murom.
 Mistrz zaskoczył mnie w stajni. Zwykle śpiący o tej porze, wtedy niezwykle ożywiony. Stał, oparty o drewniane bele i przypatrywał mi się z szerokim uśmiechem, acz jednocześnie zagadką w oczach. Nie wiedząc, o co mu chodzi, stanąłem wyprostowany, wciąż ignorując ranę na boku. Na moje szczęście – przykrytą przez czarną pelerynę.
 – Masz gościa, Gabrijelu – oznajmił w końcu, przymykając nieco oczy. 
 Dopiero wtedy ją dostrzegłem. Krwista czerwień zlewała się z jej ciała, idealnie komponując się ze srebrzystymi lokami. Odwrócona w drugą stronę, nie miała mnie jak zobaczyć. Całe zmęczenie ustąpiło miejsca niedowierzaniu i lekkiemu przerażeniu. Co, jeśli mnie nie pamięta? Co, jeśli kogoś ma? Co, jeśli mnie znienawidziła? Co, jeśli nic już dla niej nie znaczę? Przełknąłem narastającą gulę w gardle i, biorąc głęboki oddech, ruszyłem ku drzwiom, prowadzącym do jednego z wielu, wielu korytarzy. Ciężkie buty dawały o sobie znać w kamiennym korytarzu, doskonale niosąc echo. W końcu dotarłem do sali balowej, całkowicie ignorując ludzi, napataczających się pod moje nogi. Jedynym celem był balkon. Przez trwającą przerwę, kroki wydawały się jeszcze głośniejsze. Acz zignorowałem to, podobnie, jak zmęczenie, ranę i ubrudzenia na lekkiej zbroi. 
 Przygryzłem nieco wargę, widząc damę w całej okazałości – odzianą w czerwoną suknię z delikatną, czarną koronką. Loki, jeszcze bardziej srebrne w księżycowym świetle utrzymywane były przez diadem, który idealnie się z nimi komponował. Uśmiech sam wpełzł na moje usta, a ja sam nie mogłem nad nim zapanować. Korzystając z tego, że jasnowłosa odwrócona była do mnie tyłem, przyklęknąłem na jedno kolano, opuszczając nisko głowę. Oczywiście, w akompaniamencie z szumem peleryny, która dobrze spełniła swoją funkcję, zasłaniając czerwony ślad na boku.
 – Witaj, pani – odezwałem się w końcu, burząc nocną ciszę. Nie raczyłem jednak podnieść wzroku na kobietę, póki ta na to nie zezwoliła.

DESIDERIO?

sobota, 16 czerwca 2018

„Wielcy ludzie tworzą aktywnie swoje życie”

„Różnica pomiędzy wielkimi ludźmi a innymi polega na tym, 
że wielcy ludzie tworzą aktywnie swoje życie, 
podczas gdy pozostali poddają się temu, 
co przynosi im życie, 
pasywnie czekając na to, gdzie ich poniesie.
Różnica pomiędzy nimi to różnica 
pomiędzy życiem w pełni a zwykłą egzystencją.”
Michael E. Gerber

 
 MOON DARA INTERFECTOREM
KOBIETA O SMUTNYCH OCZACH
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
23 lata◈IMESISIL◈BANSHEE◈MAGIA KRWI◈LEKARZ◈SILVERLEA◈HETEROSEKSUALNA◈WOLNA◈GŁOS: ANNA
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

niedziela, 10 czerwca 2018

Od Desiderii

 Chaotyczne ruchy rąk dyrygenta, dyktujące rytm, jaki mieli obrać grajkowie. Głośne śmiechy dworzan, narastające wraz z upływającym czasem. Ukrop panujący w sali balowej, potęgowany przez wirowanie na parkiecie. Złoto zdobiło stoły, na znak bogactwa eriwallskiego monarchy oraz pani jego serca. I ja, próbująca odnaleźć się w tłumie zupełnie nieznanych mi osób, które za to dokładnie wiedziały, z kim mają do czynienia. Dziesiątki pustych słów, wręcz długie monologi o tym, jak wielkim współczuciem darzyli mnie rozmówcy, nieświadomie rozdrapując dopiero co zasklepione rany. To nic, to nic, odpowiadałam, każdy sen ma swój koniec, nawet ten najpiękniejszy. Baronowa z maleńkim chłopcem, kurczowo trzymającym się jej przepastnej sukni. Spoglądał na mnie swoimi wielkimi, błękitnymi oczami, zupełnie jakby znał prawdę. Ledwo stąpał na króciutkich, jeszcze nieco wiotkich nóżkach. Anvan byłby w jego wieku, przebiegło mi przez myśl, boleśnie kując w serce. Syn, którego imię przyszło mi wybrać na długo po jego śmierci. Jeszcze jedna istota odebrana mi przez okrutny los. 
 Uniosłam kąciki ust, przybierając najbardziej rozbawioną minę, na jaką było mnie stać, gdy opasły lord porwał mnie do tańca. Kolejny z mężczyzn uważanych przez Haego za idealny materiał na męża dla starej wdowy z ponurą przeszłością. Od przyjazdu tutaj minęło zaledwie kilka godzin, a ja miałam już serdecznie dosyć dworskiego klimatu. Komplementowania mojej urody, odbierania cennego czasu tylko po to, by potem móc pochwalić się innym kawalerom, że sama Desideria Aria I Detremante VII Wielki Imperator Yarry i Ziem Jej Podległych uraczyła go swoim towarzystwem. Przyjęłam zaproszenie tylko i wyłącznie dla jednej osoby. Osoby, która, jak się okazało już po moim przybyciu, trzy dni temu została wysłana na misję. 
 Powinien niedługo wrócić, panno Detremante, mówił Mistrz, kątem oka zerkając na Annę, planowo mają czas do wieczora dnia dzisiejszego. Tak, przekażę mu wieść o przybyciu panienki. Na pewno będzie wniebowzięty
 Z ulgą przyjęłam zakończenie melodii oraz ogłoszenie krótkiej przerwy na posiłek lub złapanie oddechu przed rozbrzmieniem następnego utworu. Przeprosiłam moją nieodłączną towarzyszkę, na odchodne informując ją o miejscu, do którego zamierzałam się udać. W ogrodzie roiło się od par szukających uciechy w swoich ramionach, toteż swe kroki skierowałam ku przepastnemu balkonowi. Na całe szczęście żadna zagubiona dusza nie raczyła tam zawędrować. Wyszłam na zewnątrz. Przyjemny chłód omiótł moje ciało, pozostawiając po sobie gęsią skórkę. Oparta o balustradę, spoglądałam w dół, na główny plac zamkowy. Odczepiłam srebrną spinkę, do tej pory trzymającą moje włosy w ryzach. Teraz kaskady białych fal opadły na moje plecy, ramiona, piersi, przytrzymywane jedynie przez zdobny diadem... Zamknęłam oczy, pozwalając by wieczorny wiatr uwolnił mnie od gorąca sali. A jednak chwila ta zburzona została przez odgłos kroków na marmurowej posadzce. 

GABRIJELU?

piątek, 1 czerwca 2018

Czarna pani ulicami kroczy...


Z prawej jej strony anioł polata
I płacze cicho a z lewej czart.
Ona ponura, w rozwianych szatach,
Gasi istnienia płynąc przez świat.
GreenWood „Ballada o czarnej śmierci


 DESIDERIA ARIA DETREMANTE 
WIELKI IMPERATOR YARRY
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
22 lata◈HETEROSEKSUALNA◈YARRA|ERIWALLZABÓJCA|ARYSTOKRATKA◈TENDARTELEKINEZA180 cm
WDOWA|JEJ SERCE OD LAT BIJE TYLKO DLA PEWNEGO PANICZA◈GŁOS: CZŁOWIEK Kirishe | TENDAR: Kalista
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------