piątek, 3 sierpnia 2018

Od Desiderii c.d. Gabrijela

 Dotyk jego ust wzbudził we mnie sprzeczne uczucia, jedynie podsycając emocje ostatnich minut. Od skrajnego zaskoczenia, spowodowanego przez obawę o to, że mógłby mnie obudzić, aż po przyjemność, gdy dane mi było ponownie poczuć słodki smak pełnych warg. Tak miękkich, za każdym razem kojących poszarpane nerwy. Posłusznie ułożyłam ręce na brzuchu, zaś powieki opadły niemalże natychmiastowo, pogrążając mnie w morzu czerwieni i pomarańczu. Oparłam policzek o chłodny napierśnik, z ledwością powstrzymując się od uniesienia kącików w błogim uśmiechu. Pomimo tego, w jakim znajdowaliśmy się położeniu- już jako szesnastolatka wiedziałam, że potrzebowałam dotyku tych szorstkich, spracowanych dłoni, przyjemnego zapachu, przez który policzki nabierały zdrowych rumieńców. 
 Mimowolnie skuliłam się, gdy głosy mieszkańców i pracowników zamku stały się o wiele wyraźniejsze, wręcz raniąc słuch wyostrzony przez wyeliminowanie zmysłu wzroku. Nie wiem dlaczego, lecz zwyczaje, widoki i mnogość nieznanych osób przyprawiały mnie o ciarki na plecach, jakby zaraz coś miało się stać. Bowiem tak naprawdę niczym nie różniłam się od zwykłych posługaczek, tak naprawdę mających większe prawo do życia, niż ktoś mojego pokroju. Przynajmniej do momentu, w którym pierwszy raz dane mi było spotkać jasnowłosego młodzika, niewiele starszego ode mnie. Tego, w którego ramionach przyszło mi spoczywać. Czułam na sobie wzrok przechodniów, słyszałam ich ciche podszeptywania, z których jeszcze tego samego dnia miały narodzić się nowe plotki. Plotki o gorącym romansie władcy obcego kraju z prostym gwardzistą, wznieconym na powrót przez jedną ze stron. Drażniące mojego ukochanego, lecz mające w sobie wiele prawdy. Lekko podkoloryzowanej, ale jednak...
 Uwolniłam się z jego objęć, miękko lądując na podłodze obłożonej płytkami. Bez zbędnych słów, formalności czy innych głupot. Gdzieś obok przemknął służący lady Antre, która od zawsze twierdziła, że o wiele bardziej pasowałam do Ciernia, niż mojego zmarłego męża. Pomimo tego, że nigdy nie widziała Helevorna. Bez skrępowania splotłam nasze palce, popychając grube, zdobione drzwi do sypialni przygotowanej specjalnie dla mnie. Buchnął zapach róż, potęgowany przez narastający gorąc poranka. Usłyszałam jeszcze, jak jasnowłosy zamyka za sobą wrota. Wtedy też stanęłam do niego przodem, odganiając od siebie wstyd i niepewność. Ułożyłam jego dłoń na największej z blizn, której koniuszek wystawał zza zasłony beżowego materiału. Po boku, tuż przy łonie, odważnie patrząc w różnokolorowe tęczówki.
 — Wiedział o wszystkim. Od mojego wyjazdu do Eriwall, kiedy wróciłam do domu z bukietem róż i uśmiechem na ustach. Pobił, zniszczył kwiaty, na koniec wykorzystał. Z resztą nie pierwszy raz, przecież to moja wina, że był tak beznadziejny, że nie mógł mieć dzieci, że go nie kochałam. Na wieść o ciąży, zaczął węszyć, doszukiwać się spisków i zdrady, znikał na długie godziny, powracając w stanie bliskim szaleństwu. Karał za każdy, nawet najmniejszy ruch. Po porodzie...— Przerwałam na moment, by móc zaczerpnąć oddech, dodać sobie odwagi, odgonić łzy. To przeszłość, powinna być ci obojętna.— ... było już za późno, bym mogła powstrzymać machinę zagłady. Wpadł do sypialni, z mordem w oczach. Wrzeszczał, bym oddała mu chłopca, nie szczędząc przy tym wyzwisk. Poczułam tylko pierwsze pchnięcie, reszta umknęła mojej uwadze. Broniłam mojego... Nie, powiem to otwarcie. Broniłam naszego syna do momentu, gdy dopadła mnie ciemność. Potem Anna szepnęła, że Anvan nie żyje, a ja mam nie wyrywać się z jej objęć, inaczej skończy się to tragicznie. Resztę znasz...

GABRIJELU?
Cóż, powiedziała wszystko~

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz